Uncle Remus znalazł się na albumie Zappy, który darzę największym sentymentem – płycie „Apostrophe” zarejestrowanej w trakcie tej samej sesji co album Mothers of Invention „Over-nite Sensation”. Apostrophe ukazała się na rynku jako album solowy Zappy, chociaż w jej nagrywaniu udział brali ci sami muzycy, którzy zarejestrowali album zespołowy. Płyta wydaje się być odrobinę bardziej zrównoważona, cieplejsza w brzmieniu i mniej zwariowana pod kontem tekstów od „Over-Nite Sensation”. Trafiły na nią również utwory o, moim zdaniem, większej sile wyrazu. Wśród nich znajduje się właśnie melodyjny, odrobinę melancholijny „Uncle Remus”, który często pozostaje w cieniu bardziej znanych „Cosmic Debris” i „Don’t Eat the Yellow Snow”. „Uncle Remus” w typowo abstrakcyjny i niejasny sposób odnosi się do problemu rasizmu, który w stanach zjednoczonych lat siedemdziesiątych był problemem wciąż nad wyraz zauważalnym. Zresztą Zappa spotykał się z nim od lat szkolnych, kiedy jego „rasowo zintegrowany” zespół spotkał się w Sun Village z niechęcią białej, sportowej młodzieży chcącej naruszyć ich nietykalność cielesną. Tytułowy Uncle Remus nawiązuje do opublikowanej pod tym samym tytułem książki z roku 1881 przedstawiającej afro-amerykański folklor. Utwór mówi o metodzie asymilacji czarnoskórych obywateli, których nakłaniano do ciężkiej pracy i chodzenia z nisko pochyloną głową. Innymi słowy do pracy ponad siły i wymuszonego szacunku w stosunku do białych Panów. Co ciekawe, ostatnia zwrotka przedstawia już całkowicie przeciwny punkt widzenia, opisując czarnoskórego obywatela Ameryki pielęgnującego swoją własną kulturę i obnoszącego się z nią w sposób konfrontacyjny. W ten sposób Zappa piętnuje oba skrajne podejścia do ważnego zagadnienia z którym Ameryka nie poradziła sobie w zasadzie do dzisiaj.
FRANK ZAPPA – NADCHODZI NOWA WERSJA KULTOWEJ AUTOBIOGRAFII NAKŁADEM IN ROCK MUSIC PRESS
Miłośnik Doo Wop, producent, muzyk, zjadliwy krytyk amerykańskiego konsumpcyjnego społeczeństwa, przeciwnik narkotyków, miłośnik chilli con carne i swobód obywatelskich. Kompozytor, genialny gitarzysta, twardy charakter i band leader wymagający absolutnego posłuszeństwa muzyków oraz nieograniczonych umiejętności improwizatorskich. Frank Zappa niejako wbrew sobie wdarł się do głównego nurtu sceny muzycznej lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, co osiągnął nie chodząc na żadne kompromisy. Jego koncerty były zawsze niepowtarzalne, płyty intrygujące i kontrowersyjne a wąs najsłynniejszy w historii muzyki popularnej. Zappa całą karierę zbudował na własnych warunkach, chociaż pozbawiony złudzeń odnośnie możliwości percepcyjnych odbiorców jego muzyki wprowadzał wiele elementów rockowych, którymi w gruncie rzeczy gardził. Pisał teksty piosenek, których nie zacytowałyby żadne anglojęzyczne media, ponownie bawiąc się konwencją i purytańskimi podwalinami amerykańskiej moralności. Nie miał litości dla polityków, subkultur, konformizmu i częstokroć również dla słuchaczy, których uważał za bezrefleksyjnych nabywców produktu, jaki im dostarczał.
Jak sam mówił, nigdy nie był muzykiem rockowym, nie utożsamiał się również z progresywem, który jego zdaniem nie miał wiele wspólnego z „postępem” muzycznym. Zdarzało mu się nagrywać płyty jazz rockowe, ale nie miał przesadnie wysokiego mniemania o wielu spośród jazzmanów. Twierdził, że umie zagrać na gitarze jedynie to, czego wcześniej się nauczy, co nie przeszkadzało mu wypracować jedego z najbardziej rozpoznawalnych stylów gry, cechującego się rozwlekłymi i intrygującymi solówkami. Twierdził, że nie ma przyjaciół a jedynie pracowników a jednak potrafił wydobyć to, co najlepsze od wielu wybitnych muzyków, którzy z nim współpracowali, a grali dla Zappy chociażby George Duke, Terry Bozzio, Steve Vai, Vinnie Colauita, Adrian Belew czy Eddie Jobson. Co jednak najdziwniejsze, mało kto zdaje się słuchać jego albumy, ale wszyscy znają Zappę. W ramach zainicjowanej właśnie serii postaram się przedstawić Państwu piętnaście utworów Franka Zappy, które bez wątpienia warto poznać. Jest to jednak oczywiście wybór subiektywny i absolutnie nie chronologiczny.
Jakub Kozłowski: Entuzjasta muzyki hard rockowej, progresywnej, metalowej oraz klasycznego southern rocka. W zasadzie entuzjasta rocka i heavy metalu wszelkich odmian. Były dziennikarz Lizard Magazyn, twórca i redaktor naczelny strony Muzyka z Bocznej Ulicy, dziennikarz Radia Poznań, tłumacz takich pozycji jak „W bocznej ulicy. Historia muzyki niegranej”, „Prawdziwy Frank Zappa”, „Ryk Bestii” czy „Dla dobra metalu”. W jego tłumaczeniu ukaże się również autobiografia Davida Vincenta i oficjalna biografia Paradise Lost. Nałogowy nabywca płyt wszelakich.