Z marszu i bez ogródek mówię, że dla mnie ta płyta to pieprzony majstersztyk! Osobiście uważam ją za najlepszą jaką w kwestii śmierć metalu wydała na świat szwedzka scena (zaraz obok Merciless- „The Awakening”)! Schodząc teraz na pułap obiektywizmu jest to album, który do spółki z „Left Hand Path” Entombed bez wątpienia zdefiniował brzmienie szwedzkiego death metalu.
„Like An Everflowing Stream” był nie tylko jedną z ważniejszych płyt w gatunku jakie ukazały się w 1991 roku, ale także pierwszą tak ważną dla, wtedy jeszcze raczkującej, Nuclear Blast. Szef wytwórni Markus Staiger po przesłuchaniu dema „Reborn in Blasphemy” dostał fioła na punkcie grupy i robił wszystko aby podpisać z nimi kontrakt. Aż żal bierze, że takie wytwórnie jak Peaceville czy Earache nie miały ochoty poświęcić Dismember nawet chwili, cóż z pewnością później mocno tego żałowały. Album został zarejestrowany w studiu Sunlight w ciągu 12 dni marca 1991. Wiadomym jest, że duży wpływ miało na zespół Entombed, ale to co Dismember pokazało na swoim debiucie, jest dokładnie tym czego brakowało ich kolegom na „Left Hand Path”.
Chodzi tu o pokłady agresji i bezpośredniego podejścia do wykonywanej sztuki, mniej kombinowania, a więcej mięcha i mocy. Nie da się ukryć, że sekcja gitar jest na tym krążku najważniejsza, gęste, mocarne, wysunięte na przód wiosła niewątpliwie dominują, a sekcja rytmiczna nadaje całemu dziełu tak charakterystycznej dla Dismember chwytliwości. Na tej płycie znalazła się kompozycja, która tak na prawdę jest kwintesencją tego zespołu. Mowa tu oczywiście o „Dismembered”! Znakomite połączenie melodii i rasowego, death metalowego łojenia! Warto także wspomnieć kawałek „Sickening Art” zawierający pierwiastki tego co w całej krasie zostało rozwinięte na „Massive Killing Capacity”, czyli połączenie death metalu i heavy metalowej motoryki.
Co się natomiast tyczy okładki, komentarz zbędny, czysta poezja (Necrolord rządzi po kres czasu!)! „Like An Everflowing Stream” był ogromnym sukcesem zarówno dla Nuclear Blast jak i samego Dismember. Zaowocowało to dużym zainteresowaniem metalowych mediów (i nie tylko, wiecie co mam na myśli 😉 ) oraz trasą u boku takich potęg jak Obituary, Napalm Death czy nawet nasz rodzimy Vader. Ta płyta zapewniła Dismember miejsce wśród najlepszych i zyskała status jednego z niedoścignionych klasyków gatunku. Szczerze polecam!
Przemysław Bukowski
Welcome To The Morbid Blog