Doom metal należy do jednych z najciekawszych stylistyk wchodzących w obręb szeroko pojętego Metalu. Przede wszystkim ze względu na nietypowe, jak na rozwój sceny muzycznej lat 80., wybory artystyczne (spowolnienia i walcowatość muzyki), szeroki zakres tematyczny utworów rzadko popadających w banał oraz świadomość muzyczną, jaką prezentowali jej najbardziej charakterystyczni twórcy. Jest to również kategoria metalu, wymagająca najwięcej od słuchacza pod względem zaangażowania i  percepcji. Doom nigdy nie prezentował muzyki łatwej w odbiorze, czy mogącej służyć jako wypełniacz tła.

Pomimo dominującego przez wiele lat przekonania, że aby grać doom należy uciekać w tempa jak najwolniejsze oraz oddawać się tworzeniu w najniższych możliwych rejestrach warto zwrócić uwagę na pierwotny rozwój sceny, w którym nie dochodziło do zachwiania równowagi między oboma członami składowymi. W początkowym, najbardziej płodnym i intrygującym okresie kształtowania się tej kategorii muzycznej artyści, przy całym swoim oddaniu dla „doomu” nigdy nie zapominali, że gatunek ma również drugi element, decydujący o jego wyjątkowości – „metal”.  Doom nie powstawał w próżni – swoje inspiracje czerpał z olbrzymiej spuścizny wspaniałych lat sześćdziesiątych (psychodelia) oraz 70 (gwałtowny rozwój najpierw blues rocka a następnie hard rocka) jak i rozwijających się w latach 80. trendów związanych z sukcesami New Wave of British Heavy Metal a następnie, chociaż w znacznie mniejszym stopniu, thrashu.

Wszystkie te elementy, z oczywistym wskazaniem na inspiracje dokonaniami pionierów stylistycznych z Coven, Black Widow i, przede wszystkim Black Sabbath, nadawały muzyce twórców doom metalowych bardzo szerokie spektrum inspiracji. Inspiracje te prowadziły do kształtowania ciężaru tworów nie tylko poprzez wolne riffy, ale również znaczące przyspieszenia  nadające utworom nieoczywistych, bardziej szaleńczych kształtów. Można więc powiedzieć, że doom metal u swych początków nie brzmiał jak, na przykład,  Reverend Bizzare a kierunek obrany przez Finów nie stanowił nawet najbardziej oczywistego i pierwotnego obrazu muzyki, którą nazywamy doom. Wręcz przeciwnie. Tak Black Sabbath jak i chociażby Pentagram, którego początki wiązać należy jeszcze z rokiem 1971 (chociaż pierwsze nagrania to okres późniejszy) wplatali w swoje utwory klasycznie rockowe podwaliny, na bazie których kształtowali dopiero swój charakterystyczny styl. W ich muzyce znaleźć można i blues i psychodelię jak i wpływy klasycznych albumów The Beatles czy elementy (bardziej w sposobie kształtowania nastroju niż samej formie) The Doors.

Nie inaczej wyglądała sprawa z chicagowską formacją Trouble, która współtworzyła obraz w pełni wykształconego stylu. Chociaż relatywnie nieznani, muzycy formacji należą do „świętej trójcy” klasycznego doomu wraz z bardziej depresyjnymi Saint Vitus oraz heavy metalowo-operetkowymi (głównie za sprawą wokalu) Candlemass. W ich muzyce odnaleźć można wszystkie te elementy, które powodują, że doom metal do dziś dzień stanowi jeden z najbardziej pasjonujących wyborów dostępnych każdemu z fanów muzyki.

O wyjątkowości Trouble decyduje właśnie różnorodność i odmienne gusta kształtujące twórczość najważniejszych członków formacji – genialnego gitarzysty Bruce’a Franklina (wspieranego przez drugiego „wioślarza” Ricka Wartella) oraz obdarzonego charakterystycznym głosem wokalisty Erica Wagnera. Pierwszy pozostawał pod silnym wpływem Black Sabbath, Led Zeppelin i Deep Purple drugi natomiast największe inspiracje czerpał z twórczości Johna Lennona, Jima Morrisona, Dylana czy zespołu Lucifer’s Friend. Prowadziło to do połączenia gitarowego, opartego na riffach i przesterze brzmienia zespołu z warstwą melodyczną i liryczną, która mroku poszukiwała nie w samym instrumentarium a sposobie opowiadania historii – w poetyce tekstów i  umiejętnego żonglowania słowami.

Do najjaśniejszych przykładów wypełnienia tak postawionych założeń zaliczyć trzeba bez wątpienia debiut formacji z roku 1984 zatytułowany „Trouble” (przemianowany później na „Psalm 9”) oraz ponownie ekonomicznie nazwaną płytę nagraną w roku 1990 dla wytwórni Def American. To debiut uchodzi jednak za album obligatoryjny dla każdego, kto na poważnie chciałby zacząć poznawać doom.  I słusznie. Debiut Trouble jest bowiem płytą, która momencie swojej premiery wyprzedzała czasy, wpływając bezpośrednio na wybory późniejszych twórców, chociaż obecnie znana jest co najwyżej garstce pasjonatów. Niestety losy Trouble ułożyły się w ten sposób, że obecnie mamy do czynienia bardziej z formacją, którą nazwać można „ulubionym zespołem muzyków” (do fascynacji Trouble przyznają się tak Dave grohl jak i chociażby James Hetfield) niż „wyborem słuchaczy”. Trouble, pomimo ewidentnej jakości tworzonej muzyki nigdy nie zdołał przebić się na rynku.

Brak sukcesu komercyjnego zespołu nie oznaczał jednak, że nie doceniono talentów formacji. Ze swej natury undergroundowa muzyka trafiła bowiem do trzech legendarnych obecnie wytwórni a przynajmniej dwóch z najważniejszych osobistości sceny – Brian Slager i Rick Rubin – poświęcili i czas i pieniądza aby zespół wypromować. Działania wydawców zaowocowały kilkoma wielkimi koncertami dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi w ramach festiwali muzycznych, ale nie zdołały zwiększyć sprzedaży albumów. Brakowało przyjaznych dla radia singli i inteligentniej przeprowadzonej kampanii reklamowej. W czasach przynależności do Metal Blade, Slager uznał na przykład, że warto przypiąć Trouble łatkę „Christian” czy „white” metal i postawić zespół w opozycji do mocno zarysowanej na scenie sympatii do symboliki okultystycznej. Co prawda w tekstach Wagnera zawsze pojawiała się jasno wyrażana nadzieja na, posługując się banałem, zwycięstwo dobra nad złem, ale zespół nigdy (co zresztą Wagner wielokrotnie podkreślał) nie stawiał się w pozycji kaznodziei. Nie ewangelizował, nie nawracał nie narzucał się ze swoją wiarą w Boga. Nie miał na to chęci ani powodów, aby zbawiać świat. Będąc jednak artystą uczciwym – przede wszystkim w stosunku do siebie samego – nie potrafił posługiwać się retoryką strony, której nie kibicował.

 Przypięcie łatki zespołu „bezpiecznego” i „uduchowionego” odbierało Trouble zainteresowanie młodych fanów, zawsze poszukujących bardziej niebezpiecznego i przerysowanego image’u u swoich idoli. Zespół pozostawał na marginesie zainteresowania również z powodu coraz mocniej rozpychającej się sceny thrash metalowej z którą zespół nie chciał i nie miał nic wspólnego. W ich muzyce powolne riffy, toczące się niczym olbrzymi głaz wzmacniane były klasycznie speed metalowymi kanonadami oraz wysublimowanymi i nie nadużywającymi cierpliwości słuchacza solówkami. Całość uzupełniał lekko skrzekliwy, nie zawsze czysty ale bezwzględnie przepełniony emocjami głos Wagnera. Zespół, zapatrzony w symbolikę dzieci kwiatów, siłę dokonań The Doors i klasycznej psychodeli podążał drogą, którą opuścili Black Sabbath wraz z odejściem Johna Osbourne’a. Nie kopiowali jednak dokonań poprzedników a brzmienie gitar, perkusji i utylitarna rola basu pokazywały dobitnie, że formacja spędziła niezliczone godziny na próbach tworząc swój własny sposób prezentacji muzyki.

Album „Psalm 9” jest tego przykładem najwybitniejszym. Otwierający płytę „Tempter” łączy w sposób podręcznikowy mrok Black Sabbath z okresu ich debiutu z gitarowymi kanonadami typowymi dla klasycznego heavy metalu. Zwolnienia i przyspieszenia, zmiany tempa i klimatu stanowią  wyraz muzycznej dojrzałości. Przede wszystkim słychać jednak, że Trouble nie powstało po to, by móc cieszyć się międzynarodową sławą.  Kwestie artystyczne stanowiły priorytet i to po prostu słychać. Wiarygodności nie można się nauczyć. Jako kolejny utwór pojawił się po raz kolejny szybki ale unikający banału „Assassin” oraz prawdziwie domowy „Victim of the Insane”. Właściwie już pierwsze trzy utwory dają doskonałe rozeznanie w stylu, któremu Trouble pozostanie przez wiele, wiele lat wiernym. Ich muzyka cechowała się nieuchwytną wyniosłością, garażowym sznytem i organiczną siłą wynikającą z faktu, że kompozycje te tworzono tak, aby podczas występów na żywo możliwym było w pełni oddanie ich pierwotnej siły.

Zawiodą się jednak ci, którzy swoje wyobrażenie o doomie sprowadzają do możliwości zagotowania herbaty między jednym a drugim uderzeniem bębnów. Trouble nie spowalnia kompozycji wyłącznie dla samego spowolnienia. Ich riffy niosą ciężar w skondensowanej, zwartej i bardzo rockowej manierze. Ich wokalista ma wiele z charyzmy i nieoszlifowanych form wyrazu charakterystycznych dla muzyki garażowej i co bardziej poszukujących wykonawców psychodelicznych. W słowach i utworów zawarty jest również wyraźnie stan ducha, w jakim znajdował się Eric podczas pisania.  Jak zawsze w przypadkach płyt, których kształt opracowany został na długo przed wejściem do studia, płyta „Psalm 9” jest niezwykle równa. Z wyjątkiem utworu tytułowego. Kompozycja „Psalm 9” bije bowiem wszystkie wcześniejsze utwory na głowę a riff przewodni – niezwykle prosty i repetetywny – ma w sobie tak olbrzymią moc, że podczas kilku pierwszych odsłuchów to właśnie na niego się czeka, to on pozostaje w głowie. Może właśnie dlatego „Psalm 9” wybrany został na kompozycję kończącą album.

Gdyby spojrzeć na jakiekolwiek zestawienie najważniejszych w historii albumów doom metalowych zawsze w pierwszej piątce jedno miejsce przynależne jest „Psalm 9”. A jednak płyta nie przebiła się do świadomości słuchaczy. Nie zawsze znają ją nawet entuzjaści doom metalu, co już samo w sobie jest wyłącznie oznaką lenistwa. Obowiązek posiadania „Psalm 9” nie jest kwestią gustu. To kwestia znajomości kanonu.

Kuba Kozłowski, Ocena: 5+

CZY CHCIELIBYŚCIE ZOBACZYĆ MUZYKĘ Z BOCZNEJ ULICY W POSTACI TRADYCYJNEGO, DRUKOWANEGO KWARTALNIKA?

Drodzy miłośnicy wspaniałej muzyki – niemodnej, niegranej, niepopularnej. Muzyki zbyt ambitnej na mainstream. Muzyki już zapomnianej i odchodzącej do lamusa – czy Wy też uważacie, że na Polskim rynku brakuje pisma muzycznego skierowanego bezpośrednio do Was? Spełniającego wasze potrzeby? Pisma, które nie ustawałoby w próbach przybliżenia wam muzycznych perełek z przeszłości bądź skierowania uwagi na nowe, dotąd nieznane twórcze alejki?

Wesprzyj nasz projekt! Przekazując datek na Pomagam.pl

 

(Łącznie odwiedzin: 591, odwiedzin dzisiaj: 1)