Niesamowity album! To pierwsze co mi się nasuwa gdy myślę o debiucie Dark Funeral. Jest to bez wątpienia jedna z tych Black Metalowych płyt, które są dla mnie wzorcowe, które są dziełami skończonymi, w których płynie kwintesencja tej sztuki. Zapewne wielu się ze mną nie zgodzi lub miało by ochotę powiedzieć, że przesadzam, cóż, tak naprawdę mocno średnio mnie to obchodzi, ponieważ album ten totalnie do mnie dotarł, a opinia jest czysto subiektywna. Zauważam w nim nie tylko muzyczny geniusz, ale i niesamowite pokłady emocji i autentycznego mroku, który wylewa się tu z każdym dźwiękiem.
Wydany w 1996 roku „The Secrets of the Black Arts” uważany jest za wizytówkę Dark Funeral, i w sumie nie ma co się dziwić. Był to czas kiedy zespół emanował weną twórczą, młodzieńczą energią i najlepszym w swojej historii składem z Blackmoonem na pokładzie. Wystarczy posłuchać takich symfonii nocy jak tytułowy „The Secrets of Black Arts”, „My Dark Desires”, „Shadows Over Transylvania” czy złowieszczy, wyciągnięty z najczarniejszych głębin ludzkiej wyobraźni „The Dawn No More Rises”. Nad wszystkimi kompozycjami góruje gitarowy geniusz Parlanda, który do spółki z Ahrimanem zalał album riffami z samych czeluści piekieł, które dzięki znakomitej pracy Tagtgrena, brzmią fenomenalnie. Skoro już przy tym jesteśmy, z nagrywaniem tego albumu wiąże się pewna historia. Otóż pierwotna jego wersja została nagrana w studiu Unisound Dana Swano. Niestety, owoc jego pracy nie spodobał się zespołowi kompletnie i zanim ostatecznie trafili do studia Abyss aby nagrać album ponownie, szukali ratunku u Skogsberga w Sunlight. Ten jednak nie był w stanie im pomóc, nawet dzwonił do Swano aby ochrzanić go za taką fuszerkę. Po latach Dan przyznał się do błędów jakie popełnił i podobno jakoś to zespołowi zrekompensował. W tamtym czasie dysponował sprzętem, który jeszcze do końca nie ogarniał i trochę się w tym wszystkim pogubił.
Reedycja „The Secrets of the Black Arts” wydana przez Century Media w 2013 oferuje ową niepublikowaną wersję tejże płyty na dodatkowym dysku. Jest ona krótsza, zawiera tylko 8 utworów i faktycznie mamy na niej Black Metal, który nie brzmi jak Black Metal. Jest bardzo sterylnie, miejscami aż sztucznie, ale za to niesamowicie klarownie i wyraziście. Słuchanie tego materiału w takiej formie jest dosyć niecodziennym doświadczeniem. Powstało coś co zarówno w teorii jak i w praktyce nie ma racji bytu. Gdyby nie fatalne, pudełkowe brzmienie perkusji, pokusiłbym się o stwierdzenie, że mogłoby to być coś przełomowego w swojej estetyce, a z pewnością bardzo odważnego (a wyszło raczej przypadkiem).
Wydaniu niniejszego krążka towarzyszyły koncerty na których zespół nie przebierał w środkach, krew, świńskie łby, odwrócona krzyże, w tamtym czasie robiło to wrażenie i nadawało granym przez nich sztukom wyjątkowego klimatu i aury. Nie obeszło się rzecz jasna bez nagminnego zainteresowania mediów szukających w tym wszystkim sensacji (bo rzecz jasna sama muzyka ich nie interesowała) oraz jednostkowym przypadkom kiedy koncerty grupy były odwoływane.
W kwestii podsumowania, uważam, że jakakolwiek rekomendacja samego albumu jest tu zbyteczna, natomiast bardzo zachęcam aby sięgnąć po jego wspomnianą, ostatnią reedycję. Nie tylko jest na najwyższym wydawniczym poziomie (konkretny booklet- wszystkie teksty, wspomnienia, zdjęcia, czarne płyty cd), ale właśnie zawiera tą niepublikowaną wersję albumu z którą warto się zapoznać i samemu ją ocenić. Rzadko wznowienia mogą poszczycić się tak konkretnym bonusem.
Przemysław Bukowski