Płyta pomnik, jedno z absolutnie szczytowych osiągnięć naszej metalowej sceny i rodzimego Death Metalu. Jeden z pierwszych albumów z naszego kraju, który zawojował scenę za granicą, moim zdaniem vaderowskie opus magnum! Tak, 1992/93 rok… Ileż ta płyta musiała wtedy narobić zamętu na przetartym już nieco przez „Morbid Reich” szlaku.. Pierwszy polski zespół w barwach tak znaczącej wytwórni jak Earache, wywiady z zagranicznej telewizji i prasie traktującej o ekstremalnym graniu, znakomity, klimatyczny teledysk do „Dark Age” emitowany w Headbanger’s Ball. No działo się, działo.
Mija już tyle lat od wydania „The Ultimate Incantation”, a ta płyta zdaje się nie starzeć, to wciąż klasa w temacie, wciąż chce się tego słuchać, a materiał tu zawarty za każdym razem kładzie na łopatki, urywa łeb i co tylko. Bez takich kawałków które znalazły się na albumie jak wspomniany „Dark Age”, „Reign Carrion”, „Crucified Ones”, „Decapitated Saints” czy wreszcie mój ulubiony utwór z całej twórczości Vader- „The Final Massacre” nie da się egzystować, a przynajmniej tym, dla których ten zespół sporo znaczy. Cześć zawartego tu materiału pochodzi z wcześniejszych demówek grupy, ale uważam, że to właśnie tutaj nabrały ostatecznych szlifów i wybrzmiały z pełną mocą i siłą. Dzieło skończone, co tu dużo mówić. No i jeszcze ta okładka autorstwa Dana Seagrave’a…Klasyka po kres czasu!
Teraz kilka słów o nowej wersji niniejszej płyty- „Dark Age”. W związku z nieudaną w niedawnym czasie próbą reedycji tego materiału, zespół postanowił nagrać „The Ultimate Incantation” ponownie i wydać pod wspomnianym przed chwilą tytułem. Reinterpretacji, rewitalizacji zostało poddane wszystko, nie tylko same utwory (jak się okazało cały rozkład jazdy to wynik kilku sesji nagraniowych sięgających 2007 roku, wbrew pozorom wyszło bardzo spójnie), ale także szata graficzna płyty. Zapewne znajdzie się sporo osób, które stwierdzą, że to wydawnictwo jest zupełnie niepotrzebne, że nie miało sensu, że chęć zysku i w ogóle szkoda na nie czasu. Ja jestem daleki od takich wniosków.
Vader nadał tym kawałkom nowego, soczystego brzmienia, to raz, dwa, że ukazał te kompozycje w nowym świetle, nowej jakości, przedstawił je w sposób jaki zabrzmiałyby obecnie. I mimo, że kawałki nie pochodzą z jednej nasiadówki w studio uważam, że płyta wyszła świetnie, powstała naprawdę wartościowa retrospekcja (fajny zabiegiem, a za razem odniesieniem, było umieszczenie wewnątrz bookletu zdjęć składu, który tworzył płytę niegdyś, oraz składu obecnego). Oryginału „Dark Age” nie przebija, to jasne i nie ma nad czym dyskutować, ale słuchało i słucha się tego praktycznie z niemal takim samym zauroczeniem i wypiekami jak pierwowzoru sprzed lat. Po prostu jest w tym wciąż ta niesamowita pasja do grania, a o to przecież chodzi. To samo tyczy się okładki, Dan Seagrave tchnął w nią nowe życie, stała się jeszcze bardziej wyrazista, uwydatniły się jej wszystkie walory.
Reasumując, nie mam zamiaru mówić, że ten na nowo nagrany materiał to jakaś pomyłka, badziewie itd. Ale jak zwykle, będąc totalnie szczerym mi robota jaką wykonał tu Vader naprawdę się spodobała i wiem, że bardzo często będę sobie do tej nowej interpretacji „The Ultimate Incantation” wracał, myślę, że z równą częstotliwością jak do oryginału. Co za tym idzie, szczerze mogę polecić, do mnie ten zabieg przemówił i uważam, że zasłużył na docenienie.
Przemysław Bukowski