Najnowsza płyta New Model Army ,,From Here” została nagrana na skraju koła podbiegunowego, na maleńkiej norweskiej wyspie Giske, w której mieści się niesamowite studio Ocean Sound Recordings. Odzwierciedla on spektakularną izolację tego środowiska. Stąd też album ma głębokie przesłanie dla świata, w którym wszyscy żyjemy i czasów, których doświadczamy. Jest to piętnasta płyta studyjna kultowego brytyjskiego zespołu, obecnie pięcioosobowego, z Justinem Sullivanem (wokal i gitara), Michaelem Deanem (perkusja), Deanem White’m (instrumenty klawiszowe), Marshallem Gillem (gitara) i Ceri Monger (bas). Niezwykłe miejsce, w którym postanowili nagrać swoje najnowsze dzieło, wprowadza do albumu nieprzeniknioną atmosferę.

Całość otwiera utwór „Passing Through”, który charakteryzuje się silnymi brzmieniami gitary i basu, zgrabnie wplecionym w linię melodyczną utworu. Bardzo osobisty tekst Justina Sullivana dodaje odpowiedniego klimatu kompozycji. Mamy tu do czynienia z surowym komentarzem na temat współczesnego życia, a utwór pęcznieje, puchnie i pęka, tylko po to, by ustąpić miejsca samotnej gitarze akustycznej oraz wspierającej ją perkusji. Następnie pojawia się utwór „Never Arriving”, z pulsującymi bębnami i mroczniejszymi brzmieniami gitary, prezentującymi klasyczne wpływy post-punkowe. Stopniowo budowana linia wokalna Sullivana brzmi równie dobrze, jak w „Passing Through”, ale śpiew, stopniowo budowany, nie osiąga ciężkiego rockowego poziomu, w każdym razie nie całkiem.

Apokaliptyczny „End Of Days” posiada intensywność liryczną i wokalną, z której zespół jest tak dobrze znany. „Great Disguise” to znacznie bardziej eksperymentalne muzycznie podejście do ich typowego brzmienia, oprawione ,,ciężką” gitarą. Podobnie jak w przypadku „Maps”, piosenki tak tajemniczej i eksperymentalnej pod względem brzmienia, że ​​z łatwością pasowałaby do ścieżki dźwiękowej ,,Game of Thrones”. Perkusja i świetne gitary w ,,The Weather” przypominają mi trochę zespół Anathema, emocjonalny rezonans wokalny Justina napędza nieustannie napięte tempo kompozycji, wymuszając na gitarze pewną powściągliwość. Na koniec prawie ośmiominutowy utwór tytułowy, który jest mistrzowskim połączeniem brzmienia pianina, organów i bębnów. Doskonały finał,  służący głębszej refleksji.

Na „From Here” brzmienie i liryczna jedność są traktowane priorytetowo, co czyni całość albumu bardzo dobrym. New Model Army nagrał płytę w zaledwie 9 dni a atmosfera albumu jest mocno zainspirowana otaczającym go w trakcie nagrań norweskim środowiskiem. Artyści opowiadają: „Każdy z nas ma inne życie i inny gust niemal w każdej kwestii, również w muzyce. Jedyne, co nas łączy, to miłość do ponurych, otwartych, zimnych, surowych krajobrazów – wody, śniegu, skał. To było dla nas idealne miejsce, aby wspólnie pracować nad płytą – przez cały czas pracy mogliśmy patrzeć w niebo, morze i topniejący śnieg w górach a wszystko to cały czas się zmieniało. Zasadne jest wrażenie, że ta płyta jest inna od poprzednich, ale też wciąż zawiera wszystkie elementy, które charakteryzują naszą szczególnie niezidentyfikowaną muzykę – być może nawet bardziej niż kiedykolwiek. „From Here” było oczywistym tytułem. Płyta należy do wyjątkowego miejsca i szczególnego czasu – co dzieje się na świecie, gdzie jesteśmy jako zespół i gdzie jesteśmy jako ludzie”.


New Model Army otwarcie więc mówi o tym, że to ostatnie wydawnictwo różni się muzycznie od ich  wcześniejszych dokonań. Podejmując taką ​​decyzję, zawsze istnieje ryzyko, że wieloletnim fanom nie spodoba się nowy kierunek artystyczny. Nie ma jednak wątpliwości, że grupa stworzyła fantastyczny kawałek muzyki. Dzięki lirycznej sile i bogatym muzycznym pejzażom zespół pokazał, kim są dzisiaj, bez narażania na szwank muzyki, którą fani znają i kochają.

Graż Bełz

(Łącznie odwiedzin: 854, odwiedzin dzisiaj: 1)