Po bardzo udanym „The Plague Within” przyszła pora, aby Paradise Lost poszedł za ciosem i wydał płytę co najmniej tak dobrą jak poprzedniczka. Według krytyki i sporej ilości fanów tak się właśnie stało. Pomijając death metalowy debiut, „Medusa” jest najcięższym albumem, jaki zespół kiedykolwiek wydał.

 Mroczny, smolisty, oparty przede wszystkim na wolniejszych tempach (jedyny szybszy numer to singlowy „Blood and Chaos”). Takiego walca Paradise Lost na swoim koncie jeszcze nie miało. Płyta wręcz przytłacza swoją posępną atmosferą. Pamiętam, jak trudno było i nadal jest mi przez nią przebrnąć. Nie to, żebym nie lubił takiego grania, ale chyba takie brzmienie w połączeniu z pewną monotonią i spójnością estetyki albumu tak wpływa na mój odbiór. Trzeba przyznać, że zapowiedzi odnośnie do tego materiału nie były tym razem ani trochę przesadzone.

Płyta, poza swym pokładem ciężaru, jest miejscami bardzo melancholijna. Gitary jak zwykle czarują, a wokal Holmesa chyba nigdy nie brzmiał tak dobrze. Growle w pełni wróciły do łask i dominują. Zespół już w pełni osiadł z powrotem w latach 90., ale dodał do tego jeszcze więcej doom metalowej formuły, która wylewa się z tej płyty niczym smoła z przedziurawionego diabelskiego kotła. Na płycie pojawiają się również klawisze, które subtelnie działają sobie w tle i nie gwałcą nam uszu, jak to czasem bywa w przypadku kiepskich gotyckich kapel.

Mimo że osobiście nie jestem fanem tego krążka – znacznie bardziej wolę poprzednika i ostatnio wydany „Obsidian” – ale zauważam i doceniam „Medusę” z przyczyn stricte obiektywnych. To kawał naprawdę dobrej muzyki, tylko musi trafić na tego z fanów Paradise Lost, któremu bliższe jest właśnie takie walcowate granie. Zespól wyszedł ze swojego powrotu do korzeni obronną ręką i nie zawiódł. Nie wnosi niczego nowego, ale jest pięknym hołdem dla gatunku, który niegdyś sami współtworzyli.

 

Przemysław Bukowski

Wydawnictwo In Rock Music Press oraz Muzyka z Bocznej Ulicy przypominają, że na rynek Polski trafi w przeciągu najbliższych kilku miesięcy autoryzowana biografia zespołu pod tytułem „Bez celebracji”.

(Łącznie odwiedzin: 651, odwiedzin dzisiaj: 1)