Urodził się 9 września 1952 r. W domu, w którym dorastał był fortepian. Instrument od najmłodszych lat go fascynował. Próbował grać na nim po swojemu, lecz jego talent nie przekonał rodziny i wkrótce zabroniono mu do niego podchodzić. Jakiś czas później znalazł starą gitarę klasyczną swojego dziadka. Tym razem oporu nie było i rozpoczął regularne lekcje. Po sześciu latach poznał ją niemal od podstaw. Mając lat piętnaście założył ze swoim szkolnym kolegą pierwszy zespół. Początkowo grał na perkusji, potem zaczął śpiewać. Brzmi znajomo?
W ten sposób może rozpocząć się biografia większości muzyków rockowych. Jest tylko drobna różnica. Manuel Göttsching urodził się w Berlinie Zachodnim. Początkowo jak wszyscy interesował się twórczością Erica Claptona, Jimiego Hendrixa i Petera Greena, jednak po kilku koncertach powielanie twórczości amerykańsko-brytyjskich idoli przestało go bawić. W tym czasie w podzielonym Berlinie rodziła się zupełnie inna muzyka, daleka od tradycyjnego bluesa i rock and rolla. Nazywano ją „kosmische Musik” lub za kanałem nieco bardziej pogardliwie – Krautrock. To był czas CAN, Amon Düül, później Kraftwerk i Tagerine Dream. Wówczas wielu młodych niemieckich artystów i muzyków próbowało stworzyć własną powojenną kulturę. Dzięki nim na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych powstała tam niezwykle różnorodna scena muzyczna. Niemcy były w tym czasie krajem podzielonym murem i dźwigały na sobie piętno i konsekwencje II wojny światowej. Młode pokolenie stworzyło w tych warunkach niepowtarzalną kartę w historii muzyki rockowej, która stała się alternatywą dla wszechobecnych produkcji anglojęzycznych.
Wspomnianym kolegą z klasy Manuela był Hartmut Enke. Obaj szybko porzucili świat banalnej rozrywki na rzecz własnych, bardziej zaangażowanych kompozycji. Zafascynowały ich eksperymenty. Zaczęli doskonalić swój warsztat pod okiem szwajcarskiego awangardowego twórcy Thomasa Kesslera. Pracując w studiu nagraniowym w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf mieli okazję uczestniczyć w próbach Agitation Free oraz Tangerine Dream – grup, które w tamtym czasie również poszukiwały własnej tożsamości. Dołączył do nich Klaus Schulze, były perkusista Tangerine Dream, który po nagraniu z kolegami debiutanckiego albumu Electronic Meditation (1970) opuścił macierzysty zespół. Razem stworzyli Ash Ra Tempel, grupę która wkrótce również stała się legendą niemieckiej awangardy. Nawiasem mówiąc, Klaus Schulze po nagraniu pierwszej płyty z nową formacją również ją porzucił i zaczął działać jako solista. Trudno powiedzieć dlaczego tak zdecydował, gdyż debiut Ash Ra Tempel (pod tym samym tytułem) okazał się świetną płytą. Nic dziwnego. Nagrano ją w Hamburgu pod czujnym okiem (i uchem) Konrada „Conny” Planka, nazywanego jednym z ojców założycieli krautrocka. Jak twierdził Manuel Göttsching – w tym czasie właśnie on najlepiej rozumiał tworzoną przez nich muzykę.
Warto podkreślić, że ten kosmiczno-psychodeliczny odjazd wygenerowały jedynie trzy instrumenty – gitara, perkusja i bas. Nawiasem mówiąc, warto posłuchać Klausa Schulze grającego na perkusji zamiast na klawiszach (do czego przyzwyczaił nas później). Album wypełniły jedynie dwie improwizowane kompozycje instrumentalne – po jednej na każdej stronie krążka. Na stronie A znalazł się Amboss, dziewiętnastominutowy utwór, który powoli ewoluuje, przeradzając się w niezwykły dialog gitary z nieco hipnotyczną perkusją. Ton całości nadaje wizjonerska gitara Göttschinga. Jej dźwięk wyłania się z niebytu, narastając delikatnie, aż wreszcie nabiera tempa i mocy, przejmując kontrolę nad resztą instrumentów. Z czasem kompozycja przybiera na sile i intensywności, prowadząc ciekawie meandrującymi ścieżkami oraz często eksplodującą pasją do kulminacyjnego rozwiązania. Muzyczne skojarzenia? Może trochę Flying z drugiej płyty UFO. Na stronię B trafiła dłuższa o blisko sześć minut kompozycja Traummaschine. Jest dużo spokojniejsza, nasycona medytacją, przestrzenią i niezwykłymi elektronicznymi pejzażami dźwiękowymi. Perkusja pojawia się w niej trochę później, ponownie prowadząc niezwykły dialog z gitarą. To album, w którym znaleźć można odbicie atmosfery ówczesnych podzielonych Niemiec i frustrację dorastającego młodego pokolenia, bombardowanego zimnowojenną atmosferą i narastającą rywalizacją radziecko – amerykańską, prowadzącą do całkiem realnych konfliktów zbrojnych (Korea, Wietnam). Szczerze mówiąc, trudno uwierzyć, że tak znaczący dla historii krautrocka album stworzyło trzech tak młodych ludzi. Nie oglądając się wstecz i zawierzając wzajemnemu porozumieniu poszli drogą wytyczoną przez intuicję, kierując się jedynie pragnieniem przełamania barier i wyzwolenia z dosłowności. Nic dziwnego, że po takim debiucie zarówno Göttsching jak i Schulze rozwinęli twórcze skrzydła, zyskując zasłużoną opinię speców od eksperymentalnej elektroniki. Czasem tylko zastanawiam się jaki byłby efekt, gdyby jakimś cudem pojawił się wówczas w studiu jeszcze Jimi Hendrix…
W 1971 Klaus Schulze rozpoczął karierę solową, zaś Hartmut Enke i Manuel Göttsching kontynuowali prace przy Schwingungen (1972). Album nagrany został z gościnnymi muzykami w Dierks Studio koło Kolonii. Ash Ra Tempel stał się już profesjonalnym zespołem. Powstała kolejna płyta, która rozsadza umysł. Schulze został zastąpiony przez Wolfganga Müllera, grającego na perkusji i wibrafonie. Göttsching zasiadł przy klawiszach, nie porzucając jednak gitary. Skład został poszerzony o saksofonistę Matthiasa Wehlera oraz Wolfganga Müllera i Uli Poppa. Pomimo zmian personalnych Schwingungen nadal podążał w kierunku wyznaczonym przez pierwszy album, zachowując nawet jego układ. Pierwsza strona była bardziej rockowa, a druga bardziej medytacyjna. Trzecia płyta Ash Ra Tempel, zatytułowana Seven Up częściowo została nagrana na festiwalu w Bernie, w Szwajcarii, latem 1972 roku. Gościnnie wystąpił na niej Timothy Leary, uciekający przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Leary był ikoną kontrkultury lat sześćdziesiątych, filozofem, pisarzem, psychologiem i profesorem Harvardu, jak również orędownikiem badań nad substancjami psychodelicznymi (LSD). Na płycie pojawił się jako jeden z pięciu wokalistów oraz współautor intrygujących tekstów dotyczących siedmiu poziomów świadomości (stąd tytuł płyty), jednak trzeba podkreślić, że siła tego albumu tkwi raczej w warstwie instrumentalnej.
Warto jeszcze wymienić dwa kolejne krążki Ash Ra Tempel: Join Inn (1973) i Starring Rosi (również 1973). To łącznie piątka najbardziej znaczących dokonań zespołu. Wczesne albumy były bardziej psychodeliczne i składały się zwykle z dwóch kompozycji (po jednej na stronę), jednej bardziej dramatycznej oraz drugiej bardziej refleksyjnej. Join Inn była czymś w rodzaju powrotu i podsumowania, po nieco zaskakującym Seven Up. Warto tu odnotować chwilowy powrót Klausa Schulze, który również miał niewątpliwy wpływ na jej kształt. Pierwsza kompozycja Freak 'n’ Roll jest dziewiętnastominutowym pojedynkiem Klausa siedzącego za bębnami z Manuelem grającym na gitarze, którego wspomaga Hartmut zdecydowaną linią basu. Wypełniający drugą stronę dwudziestoczterominutowy, nieco rozmarzony Jenseits to dzieło Schulze obsługującego Synthi A, organy i perkusję. Utwór dobarwiają delikatne gitarowe akordy Göttschinga. Utwór może nie porywa, nieco rozprasza go narracja Rosi Müller, jednak nadal sprawdza się na słuchawkach w późny wieczór. Starring Rosi, ostatnia płyta z pierwszej piątki, zyskała swój tytuł właśnie z uwagi na popisy wokalne Rosi. Jest efektem zderzenia gitarowo-wirtuozowskiego eksperymentalnego rocka z baśniowym akustycznym popem i szczyptą kosmicznej filozofii. Tuż przed jej nagraniem zespół porzucił Hartmud Enke oraz Klaus Shulze. Wakaty wypełnili Dieter Dierks (b) Harold Grosskopf (dr). Mimo upływu czasu i odejścia od rozbudowanych form na rzecz krótkich i formalnie prostszych, wręcz piosenkowych utworów album raczej wytrzymuje próbę czasu.
Ostatni koncert Ash Ra Tempel miał miejsce w Kolonii, w lutym 1973 roku. Później, po nagraniu ścieżki dźwiękowej do Le Berceau de Cristal (1975), która na płycie pojawiła się dopiero dwie dekady później Manuel Göttsching skrócił nazwę zespołu nazywając go po prostu Ashra. Zajął się wówczas bardziej melodyjną muzyką, opartą o brzmienia syntezatorowe. Dziś jego dyskografia liczy ponad sześćdziesiąt albumów. Od 2002 roku ma własną wytwórnię MG.ART i pod jej szyldem wydaje swe najnowsze produkcje oraz reedycje płyt z lat siedemdziesiątych. W 2000 roku Ash Ra Tempel ponownie się odrodził. Znów na krótko powrócił Klaus Schulze. Owocem wspólnej pracy był album Friendship. Udało się na nim połączyć syntezatory i fantastyczne gitary Göttschinga z cyfrowo programowaną perkusją Klausa Schulze. Album wypełniają trzy dwudziestominutowe kompozycje, oscylujące między transem i eksperymentalnym krautrockiem. W mojej ocenie to jedna z lepszych płyt Ash Ra Tempel. To kolejny dowód nie tylko na tytułową przyjaźń, ale także na wyjątkową nić porozumienia, jaka wiązała obu muzyków. Tej muzyki chciałoby się słuchać w nieskończoność.
Wróćmy jednak do Le Berceau de Cristal. W sierpniu 1975 r. Manuel Göttsching wspólnie z Lutzem Ulbrichiem (gitarzystą Agitation Free) został zaproszony na dwa koncerty na południu Francji. Jeden miał miejsce w rzymskim teatrze w Aries, drugi w Festival Palace w Cannes. Tam doszło też do spotkania z muzykami krautrockowej kapeli CAN i wokalistki Nico, którzy również występowali na festiwalu. Przyjaciel Nico, francuski reżyser Philippe Garrel, pracował wówczas wspólnie z Nico, Anitą Pallenberg i Dominique Sand nad filmem Kryształowa kołyska i szukał muzyki, która pozwoli marzyć. Manuel zaproponował więc utwór, który został zarejestrowany w Cannes jako bis. Z niego powstał motyw przewodni filmu. Pozostałe partie dograno w Berlinie, w prywatnym studiu Manuela. Wykorzystano proste środki: czterościeżkowy magnetofon, stare organy Farfisa, włoski EKO Rhythm Computer (programowany perforowanymi kartami), syntezator gitarowy EMS – Synthi HiFli i tradycyjne gitary. Pozwoliło to stworzyć ambientowo-minimalistyczne pejzaże dźwiękowe, ze zmieniającą się dynamiką, nastrojami i fakturami. Przyznam, że to jedna z moich ulubionych płyt Ash Ra Tempel, ozdobiona dodatkowo niezwykle „bajkową” okładką. Nawiązuje do najlepszych wcześniejszych dokonań zespołu. Można ją śmiało postawić obok Tangerine Dream i Pink Floyd z wczesnych lat siedemdziesiątych.
Wspomnę jeszcze o dwóch albumach, które wydał pod własnym nazwiskiem. W 1974 roku zainwestował zarobione pieniądze w budowę własnego studia. Powstało w Berlinie, a Manuel nazwał je Roma. Pierwszym dziełem tam zrealizowanym był solowy album Inventions for Electric Guitar. Nagrał go w ciągu dwóch miesięcy. Wykorzystał jedynie brzmienie gitary, jednak użyte echa, pogłosy i opóźnienia nadały dźwiękom posmak sekwencyjnej muzyki syntezatorowej, nawiązującej do ówczesnych dokonań Tangerine Dream. Album składa się z trzech utworów. Pierwszy Echo Waves to blisko osiemnastominutowe improwizacje gitarowe o charakterze transowym, z powtarzającymi się rytmami i stopniowymi przesunięciami fazowymi, tworzącymi zawirowane pętle. Druga, znacznie krótsza kompozycja Quasarsphere ma charakter kontemplacyjny. Gitara Göttschinga nawiązuje tu nieco do stylistyki Roberta Frippa. Ostatni utwór Pluralis to dwudziestominutowe wariacje zbudowane wokół prostej sekwencji gitarowej. Album Inventions for Electric Guitar zachwyci z pewnością entuzjastów rocka kosmicznego.
Druga ze wspomnianych płyt nosi tytuł E2-E4. Powstała w 1981, w jedno grudniowe popołudnie (a w zasadzie w nieco ponad godzinę). Tytuł oznacza zapis najpopularniejszego otwarcia szachowego, nawiązuje też do strojów gitarowych. Göttsching wspominał, że następnego dnia miał odbyć lot do Hamburga i w związku z tym chciał nagrać coś, czego będzie słuchał z Walkmana w podróży. Całość zaimprowizował w trakcie nagrania, które na szczęście obyło się bez wpadek i problemów technicznych. Kiedy posłuchał zapisu, stwierdził, że jest idealny i warto byłoby go wydać. Album po pewnych perturbacjach ukazał się dopiero w 1984 roku, w limitowanej edycji tysiąca kopii. Mimo początkowego niezbyt przychylnego przyjęcia przez krytykę zyskał spore uznanie odbiorców. Okazało się, że sięgali poń także renomowani amerykańscy DJ-e, tacy jak Larry Levan… Płyta do dziś fascynuje, była też wielokrotnie samplowana, m.in. przez Sueno Latino, Derricka Maya, Joe`a Claussella oraz Carla Craiga. Wznowiona niedawno zremasterowana wersja zawiera tylko jeden niepodzielony utwór, trwający 58’38”. Manuel Göttsching twierdzi, że pracuje obecnie nad jej wersją z orkiestrą jazzową oraz z zespołem baletowym (ze sceną w formie szachownicy). Trudno się dziwić, że do niej wraca, skoro zupełnie przypadkiem stworzył arcydzieło.
I już zupełnie na koniec jeszcze jeden album. Ash Ra Tempel Experience – Live in Melbourne. Ukazał się niedawno, we wrześniu 2017 roku lecz fascynuje równie mocno, jak te z lat siedemdziesiątych. Płyta dokumentuje występ na żywo, z klasycznym materiałem. Koncert zarejestrowano 8 sierpnia 2015 r. w Arts Center w Melbourne, w Australii. Manuel Göttsching, jedyny dawny członek zespołu zaprosił do współpracy trio mało znanych muzyków. Byli to: Ariel Pink, Shags Chamberlain i Oren Ambarchi. Wszyscy spotkali się przypadkiem na festiwalu Supersense w Melbourne. Okazało się, że młodzi muzycy doskonale znają muzykę Ash Ra Tempel. Dzień przed koncertem odbyli jedynie krótką próbę. Manuel wybrał utwory z 1972 roku, z płyt Schwingungen i Seven Up.
Na płycie zarejestrowano cały występ. Zachowano także rozmowy między artystami. Göttschingowi zależało, by dokładnie uchwycić atmosferę występu na żywo. I tak właśnie ta płyta brzmi. Tym, którzy znają i cenią Ash Ra Tempel z pewnością będzie się podobać.
Krzysztof Wieczorek