„From Enslavement To Obliteration” to drugi i ostatni album, prezentujący słuchaczowi pierwotne, czysto grindcorowe oblicze Napalm Death. Na tej płycie zadebiutował występujący w zespole do dziś basista Shane Embury, który zastąpił na tym stanowisku Jima Whiteleya. Wraz z Lee Dorianem, Billem Steerem i Mickiem Harrisem po raz kolejny stworzono próbkę skrajnie ekstremalnych jak na tamte czasy dźwięków.

 Dwójka Anglików stylistycznie stanowi wypadkową dwóch oblicz „Scum”. Dominuje tu ekstremalnie szybki, solidny dźwiękowy napierdol z dużą ilością blastów, który pozbawiono tradycyjnej metalowej ciężkości, za to dodano do niego sporo elementów prostego i wściekłego hardcore’a i punka. Gitary tworzą jednolitą ścianę dźwięku z rzadka wchodząc w ciekawsze i bardziej techniczne riffowanie czy też serwując krótkie, kakafoniczne solówki, w których Bill Steer nie ma zbyt wiele do roboty. Żeby jednak nie było nudno, zespół dorzucił do zestawu kilka bardziej zróżnicowanych kompozycji, z pojawiającymi się w nich zwolnieniami i średnimi tempami. W tych utworach pojawia się więcej chwytliwości a nawet swoistej przebojowości. Do tego trzeba wspomnieć o jednym (a w późniejszych wersjach albumu, wzbogaconych o repertuar wydanej także w 1988 r. epki „The Curse” o dwóch) nietypowych jak na Napalm Death, bo bardzo wolnych kawałkach zawierających czyste, deklamowane wokale Lee Doriana. Taki sposób komponowania płyt a więc oparcie ich w większości na brutalnej, mało charakterystycznej napieprzance plus do tego kilka „hitów” i 1-2 wolne „odmieńce” stanie się charakterystyczny dla twórczości Napalm Death, zwłaszcza tej mocniej odwołującej się do grindcore’a.

Podobnie jak na „Scum” utworów jest bez liku, w wersji podstawowej są to 22 kawałki a w rozszerzonej 27, co w sumie daje ok. 34 minuty muzyki z bardzo zwięzłymi czasami trwania poszczególnych pieśni, najczęściej trwających w okolicach 1 minuty. W kwestii gry członków zespołu ponownie pierwsze skrzypce gra perkusista Mick Harris, pokazujący umiejętności zarówno ultraszybkiego blastowania czy galopad, jak i w wolniejszych momentów, pełnych gęstych i dających po uszach przejść. Wyróżnia się charakterystyczny, mocno przesterowany, wyrazisty bas Shane’a Embury’ego, będący w pierwszych latach istnienia wizytówką grupy i obiektem naśladowania przez konkurencję. Lee Dorian wokalnie wypada średnio, bo jedynie mocno niewyraźnie krzyczy i ryczy, przez co wyjątkowo trudno zrozumieć bogate w lewicowe i lewackie treści teksty a jak wiadomo przekaz liryczny dla członków Napalm Death był zawsze istotny. W tym przypadku odczytanie liryków jest możliwe jedynie z książeczki do płyty, ze słuchu nie da się tego zrobić. Wsparciem dla growlingu są histeryczne, wysokie, trochę black metalowe wrzaski Micka Harrisa i ten dwugłos wokalny także zostanie znakiem rozpoznawczym twórczości Anglików. Brzmienie całości jest surowe, ale jednocześnie czyste, czytelne i dość miękkie a tym samym płyta mimo swej ekstremalności nie sprawia dużych problemów w przyswojeniu.

Z poszczególnych kompozycji, najszybciej zapamiętuje się te najbardziej rozbudowane i od czasu do czasu zwalniające. Przede wszystkim „Unchallenged Hate”, jeden z klasyków zespołowej twórczości, rozpoczynający się od ciekawego, średnio szybkiego, trochę thrashowego riffowania, by potem przejść w chaotyczne wrzaski Micka Harrisa na tle ekstremalnej, perkusyjnej kanonady a finalnie w bardziej poukładane punkowe czadowanie z rykami Lee Dorriana. Do tego trzeba dodać równie zmienny i ciekawy prawie 3-minutowy „Display to Me…”, początkowo ciężki i motoryczny utwór tytułowy, rozpoczynający się intrygującą perkusyjną kanonadą „Practice What You Preach” i dłuższy, momentami galopujący w punkowym stylu „Mentally Murdered”. Zapada w pamięci też początek i koniec płyty, który tworzą dwie wolne, zbliżone do siebie kompozycje „Evolved As One” i „The Curse”, z wyróżniającym się w nich bulgoczącym basem o industrialnym posmaku. Z utworów krótkich i bezkompromisowych warto zwrócić uwagę na będący wyraźnym następcą „The Kill” ze „Scum” równie napierdalankowy „It’s a M.A.N.S World”, ultraszybki, nie biorący jeńców „Lucid Fairytale”, zmienny „Cock-Rock Alienation”, wzbogacony na początku i końcu wstawkami presterowanego basu, wściekły „Retreat To Nowhere”, dziki „Inconceivable?” z dialogiem wokalnym Harrisa i Doriana, wykrzyczany histerycznie przez Harrisa „Musclehead” i wreszcie na dwa kilkusekundowe strzały, idące drogą wytyczoną przez „You Suffer” czyli „Your Achievement” i „Dead”.

Do jeszcze późniejszych wydań dwójki Naplam Death oprócz traktowanej przez większość fanów jako normalny element płyty epki „The Curse” dołączono także kilka utworów koncertowych takich jak „Scum”, „Life?” czy „Retreat to Nowhere”. Rarytasem wśród nich jest niedostępny w wersji studyjnej „Internal Animosity” – przykład Napalm Deatha w wersji wolnej, z czystym, deklamowanym wokalem oraz industrialnym, technologicznym brzmieniem. Utwór ten bardziej by pasował do wczesnej twórczości Godflesh lub Scorn niż do angielskich klasyków death-grindowego nawalania.

„From Enslavement To Obliteration” jest szczytowym osiągnięciem czysto grindcorowego oblicza Napalm Death, dając słuchaczowi jeszcze bardziej brutalną i ekstremalną muzykę od „Scum”. W przeciwieństwie do debiutu tutaj utwory tworzą jedną spójną całość, która mimo pojawiającej się w niej monotonii i grania trochę „na jedno kopyto”, potrafi przyciągnąć i zaintrygować. Przy okazji zawiera też trochę klasyków zespołowej twórczości, które do dnia dzisiejszego można usłyszeć na jego koncertach. Krążek ten wyczerpał możliwości rozwoju formacji w tak bezkompromisowym kierunku, stawiając go trochę pod ścianą. Konsekwentne trzymanie się tej drogi w mojej opinii sprawiłoby, że Napalm Death rychło odszedłby do lamusa historii, stając się co prawda zespołem kultowym, pionierami gatunku zwanego grindcorem, niekoniecznie jednak słuchanym zbyt często, bo jest wiele lepszych jakościowo płyt. Stało się inaczej i na kolejnych albumach Anglicy postanowili dokonać istotnej korekty swego stylu wprowadzając do niego elementy death metalowe. To oczywiście wywołało kontrowersje, ale przy okazji dodało utworom oryginalności a samemu zespołowi wyraźnie przedłużyło żywotność i zainteresowanie publiczności.

Radomir Wasilewski

Recenzja pochodzi z portalu RateYourMusic, na którym autor od kilku lat prowadzi profil RadomirW, gdzie co tydzień dodaje po 2-3 recenzje płyt przede wszystkim metalowych.

Kliknij na obrazek jeżeli jesteś zainteresowany ofertą!

(Łącznie odwiedzin: 365, odwiedzin dzisiaj: 1)