Premiera książki „Oblicza śmierci. Niewiarygodna historia death metalu i grindcore’u” zaplanowana jest na listoad. Moment, gdy książka trafi w Wasze ręce zbliża się więc bardzo szybko, gigantycznymi wręcz susami. Wciąż jednak kilka miesięcy trzeba poczekać. Dla zabicia czasu prezentujemy więc fragment dodatku do wydania polskiego, autorstwa Kamila Staniszka, znanego również jako Maria Konopnicka. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, które albumy należy uznać za najważniejsze w historii death metalu i grindcore’u oto tekst w sam raz dla was.

 

Najważniejsze płyty deathmetalowe według Marii Konopnickiej

„Pisanie o muzyce to jak tańczenie o architekturze” – miał kiedyś powiedzieć Frank Zappa. I ja się z nim zgadzam. I o ile widziany obraz uwarunkowany jest anatomiczną budową naszego oka, tak odbiór muzyki zależy od tego, co dzieje się w naszej duszy. Jakich emocji potrzebujemy, przez pryzmat jakich doświadczeń muzykę odbieramy i czemu ona nam służy. Czy przyjmujemy ją z pełną powagą, czy z dystansem? Czy potrafi nas poruszyć, czy odbije się od nas jak woda z dziurawego kranu od łazienkowej armatury. A jeśli poruszy, to w jaki sposób? Rozweseli? Doda otuchy? Przygnębi czy skłoni do refleksji?

Wierzę w to, że gdyby porównać duszę człowieka do strunowego instrumentu muzycznego, to każdy z nas ma inną liczbę tych strun, inaczej porozmieszczanych i w różnym stopniu napiętych. Dlatego, aby muzykę naprawdę zrozumieć, należy się w nią wsłuchać. Zamiast mnożyć lekturę 100 książek o death metalu, proponują posłuchać 100 płyt, które ten gatunek reprezentują i powiedzą nam o nim więcej niż tysiące słów. Choć oczywiście książki mogą w tym pomóc i pełnić rolę naszego przewodnika.

Kilkanaście lat temu nałogowo pisywałem o muzyce na forum „Masterful-Magazine”. Najczęściej się spieraliśmy, rzadko podzielając zdania – bo każdy przecież wiedział najlepiej, najwięcej płyt słyszał i najbardziej je rozumiał. Poza dużą dawką humoru i niewątpliwych walorów edukacyjnych te forumowe dysputy nie miały większej wartości – bo ilekroć ktoś nazwał jaką premierową płytę „genialną”, zjawiał się ktoś inny, twierdząc, że to „skrajne gówno”.

 

Pojawił się jednak pewien wyjątek. Ktoś założył temat o 100 najważniejszych płytach deathmetalowych z cezurą czasową do 1995 roku. Okazało się, że dystans jest zbawienny i o ile w przypadku płytowych premier rzucaliśmy się sobie do gardeł, nie potrafiąc znaleźć konsensusu, tak w przypadku starych płyt o kompromisy było dużo łatwiej. Oczywiście nie poszło gładko i wiele osób sporządzając deathmetalową setkę spędziło nad nią wiele godzin, prowadząc żarliwe polemiki i próbując przeforsować swoje typy. W rezultacie, w ciągu kilku tygodni niezwykle konstruktywnych dywagacji, wyłonił się setka death metalu, z której wielu z nas do dziś jest dumna. Oczywiście nie oznacza to, że to zestawienie wyczerpuje temat. Absolutnie nie – moim zdaniem zabrakło w nim kilku płyt, a niektóre pojawiły się niepotrzebnie. Sądzę jednak, że ta lista może być bliższa „prawdy obiektywnej” niż moja własna – bo w mniejszym stopniu skażona subiektywnością i osobistymi sentymentami. Przede wszystkim jednak owa lista pokazuje genezę i rozwój gatunku, jego wielobarwność i różnorodność. Odmienność aspiracji poszczególnych zespołów i mnogość kierunków, w jakie podążały. Jeden z forumowych kolegów zaproponował „botaniczny podział” naszego zestawienia, który sprawia, że ta deathmetalowa setka jest jeszcze bardziej sugestywna.

Pierwsza piętnastka na naszej liście – to „nasiona”, płyty nagrane przez zespoły, które death metalu jeszcze nie grały, ale z których za chwilę wykiełkować miał nowy gatunek, korzystając z dostarczonego przez nie materiału genetycznego. Potężne, charakterystyczne riffy Hellhammer/Celtic Frost przez dziesięciolecia przewijały się na setkach, jeśli nie tysiącach płyt. Gwałtowny, szybki i wściekły thrash w wykonaniu Slayer, Dark Angel, Kreator czy Sodom bardzo wysoko postawił poprzeczkę twórcom nowego gatunku. Bezwzględna brutalność i eksplozje agresji serwowane na debiucie Napalm Death rzucały wyzwanie, które ciężko było podjąć, nie zmieniając muzyki w bezładny chaos.

Nasiona

CELTIC FROST – „Morbid Tales/Emperor’s Return”

DARK ANGEL – „Darkness Descends”

HELLHAMMER – „Apocalyptic Raids”

INFERNAL MAJESTY – „None Shall Defy”

KREATOR – „Pleasure To Kill”

MESSIAH – „Hymn To Abramelin”

NAPALM DEATH – „Scum”

ONSLAUGHT – „Power From Hell”

PESTILENCE – „Malleus Maleficarum”

SARCOFAGO – „I.N.R.I.”

SEPULTURA – „Bestial Devastation/Morbid Visions”

SLAYER – „Hell Awaits”

SLAYER – „Reign In Blood”

SLAUGHTER – „Strappado”

SODOM – „In The Sign Of Evil/Obssessed By Cruelty”

 

A jednak się udało! Powstał nowy gatunek muzyki metalowej, której nikt nie śmiał nazwać inaczej niż death metal. Nie było wątpliwości, że Death na swoim debiucie to coś więcej niż brutalny thrash, a wokale na „Seven Churches” osiągnęły dotąd niespotykany poziom barbarzyństwa. Warto dodać, że to właśnie Possesssed w 1984 roku nagrał demo pod tytułem „Death Metal”. Kolejna 19. na naszej liście to kanoniczne płyty w pełni definiujące istotę death metalu. To korzenie i łodygi, z których wyrosła potęga gatunku. Zwrócę jednak uwagę, że thrashmetalowe elementy wciąż na nich pobrzmiewały i nie ma wątpliwości, że tak naprawdę to „nowe” mocno bazowało na „starym”. Słychać dużo thrashowych gitar i na debiucie Cannibali i na debiucie Death. Przede wszystkim jednak słychać je na „Seven Churches”. Debiut Terrorizer przesiąknięty jest punkową rebelią i zwykle klasyfikuje się go na granicy death metalu i grindcore’u.

 

Korzenie i łodygi

AUTOPSY – „Severed Survival”

BOLT THROWER – „In Battle There Is No Law”

CANNIBAL CORPSE – „Eaten Back To Life”

DEATH – „Scream Bloody Gore”

DEATH STRIKE – „Fuckin’ Death”

DECEASED – „Luck Of The Corpse”

ENTOMBED – „Left Hand Path”

INCUBUS – „Serpent Temptation”

IMPETIGO – „Ultimo Mondo Cannibale”

MASTER – s/t

MORBID ANGEL – „Altars Of Madness”

MORGOTH – „The Eternal Fall/Resurrection Absurd”

NAPALM DEATH – „Harmony Corruption”

NECROPHAGIA – „Season of the Dead”

OBITUARY – „Slowly We Rot”

PESTILENCE – „Consuming Impulse”

POSSESSED – „Seven Churches”

REPULSION – „Horrified”

TERRORIZER – „World Downfall”

Te trzy płyty dokleiliśmy, łamiąc zasadę, że skupiamy się tylko na pełnowymiarowych studyjnych materiałach. Uznaliśmy, że były na tyle ważne i miały tak duży wpływ na gatunek, że nie sposób ich pominąć. Tak obok „korzeni” na liście pojawiły się „korzonki”.

Korzonki

AT THE GATES – „Gardens Of Grief”

GROTESQUE – „Incantation”

NIHILIST – „Demos”

 

Kolejna grupa płyt to „liście” – w pełni ukształtowany, rozwinięty death metal umykający pierwotnej surowości na rzecz indywidualnego stylu. Co ciekawe każda z tych płyt jest zupełnie inna, nawet jeśli hołduje podobnej estetyce (plugastwo Autopsy i Cannibal Corpse). Wielu fanów uważa, że czas premier tych albumów był czasem największej kreatywności w dziejach death metalu. Każdy z tych jeszcze młodych zespołów cechował się pewną zuchwałością i poczuciem posiadania najlepszego przepisu na death metal. Wiele z zespołów, które zalicza się do twórców gatunków, nagrało drugie albumy – bardziej świadome obranego stylu, śmielej odrywające się od thrashmetalowej spuścizny i idoli z czasów dzieciństwa. Drugi krążek Cannibali prezentował fakturę dźwięku bardziej techniczną i gęstą, muzykę, która nie umizgiwała się do słuchacza prostymi riffami, ale rzucała mu wyzwanie nie tylko większą brutalnością, ale i kompozycyjną złożonością. Podobnie można odebrać drugi krążek Morbid Angel, Death, Obituary, czy Autopsy. Pojawili się też debiutanci, którzy nie zamierzali nieśmiało pukać do drzwi, lecz otwierali je z kopa, wchodząc razem z futryną. Asphyx, Deicide, Sinister, Grave i wielu innych swoimi debiutami nie pozostawiali wątpliwości, że nie chcą zaczynać od grzania ławy rezerwowych. Oni od razu wyszli na boisko i zostali królami strzelców.

Liście

ASPHYX – „The Rack”

ATHEIST – „Piece Of Time”

ATROCITY – „Hallucinations”

AUTOPSY – „Mental Funeral”

CANNIBAL CORPSE – „Butchered At Birth”

CARCASS – „Symphonies Of Sickness”

CARNAGE – „Dark Recollections”

DARKTHRONE – „Soulside Journey”

DEATH – „Leprosy”

DEICIDE – s/t

DISMEMBER – „Like An Ever Flowing Stream”

DISHARMONIC ORCHESTRA – „Expositionsprophylaxe”

GRAVE – „Into The Grave”

IMMOLATION – „Dawn Of Possession”

IMPETIGO – „Horror Of The Zombies”

INCANTATION – „Onward To Golgotha”

INCUBUS – „Beyond The Unknown”

MALEVOLENT CREATION – „The Ten Commandments”

MASSACRE – „From Beyond”

MERCILESS – „The Awakening”

MORBID ANGEL – „Blessed Are The Sick”

NOCTURNUS – „The Key”

OBITUARY – „Cause Of Death”

PUNGENT STENCH – „Been Caught Buttering”

SINISTER – „Cross The Styx”

SUFFOCATION – „Effigy Of The Forgotten”

UNLEASHED – „Where No Life Dwells”

 

„Kwiaty” to apogeum gatunku, który nie dość, że w pełni rozkwitł, to jeszcze nie zdradzał żadnych oznak zmęczenia. Czołowe zespoły nabrały rozpędu, a debiutanci zaskakiwali wyszukanym stylem i innowacyjnym podejściem do grania. To były czasy, w których opinia o tym, że ostatnia płyta danego zespołu jest najlepsza, wcale nie budziła dużych kontrowersji (choć oczywiście zawsze znajdą się entuzjaści demówek i debiutów).

Kwiaty

ASPHYX – „Last One On Earth”

ATROCITY – „Todessehnsucht”

AUTOPSY – „Acts Of The Unspeakable”

BENEDICTION – „Transcend The Rubicon”

BOLT THROWER – „IV Crusade”

BRUTALITY – „Screams Of Anguish”

BRUTAL TRUTH – „Extreme Conditions Demand Extreme Responses”

CANNIBAL CORPSE – „Tomb Of The Mutilated”

CARCASS – „Necroticism”

DEATH – „Spiritual Healing”

DEICIDE – „Legion”

DEMILICH – „Nespithe”

ENTOMBED – „Clandestine”

GOREFEST – „Mindloss”

GRAVE – „You Will Never See”

MALEVOLENT CREATION – „Retribution”

MESSIAH – „Rotten Perish”

MONSTROSITY – „Imperial Doom”

MORBID ANGEL – „Covenant”

MORGOTH – „Cursed”

NAPALM DEATH – „Utopia Banished”

SINISTER – „Diabolical Summoning”

THERION – „Beyond Sanctorum”

VADER – „Sothis/De Profundis”

 

Kolejna grupa to „owoce”. To czas, w którym death metal w swojej pierwotnej formie już przekwitł i zaczynał poszukiwać nowych form wyrazu. Wśród „owoców” zawarliśmy albumy, które pokazywały, w jak różne strony zaczynał się zwracać death metal. Niektóre z tych płyt wzbudzały aplauz, inne dzieliły fanów i prowokowały oskarżenie o zdradę „deathmetalowych ideałów”. Death metal zaczął skrzyć się różnymi barwami – potrafił wciąż być ekstremalny (Autopsy), ale i techniczny i wyrafinowany (Atheist, Death, Gorguts), zaskakiwać kunsztem aranżacyjnym (Pestilence, Suffocation), ale też być przystępniejszy, bardziej przebojowy i czerpiący z innych gatunków (Carcass, Entombed, Gorefest). Nasza masterfulowa setka trochę się wybrzuszyła i w efekcie do zestawienia trafiło nieco więcej albumów. Po latach chodzą legendy o tym, że to zestawienie nie jest ostateczne i ulegało jeszcze modyfikacjom, które niestety się nie zachowały.

Owoce

ATHEIST – „Unquestionable Presence”

AUTOPSY – „Shitfun”

CADAVER – „In Pains…”

CARCASS – „Heartwork”

CRYPTOPSY – „None So Vile”

DEATH – „Human”

DECEASED – „Fearless Undead Machines”

DISHARMONIC ORCHESTRA – „Not To Be Undimensional Conscious”

ENTOMBED – „Wolverine Blues”

GOREFEST – „False”

GORGUTS – „Obscura”

INCANTATION – „Diabolical Conquest”

IMMOLATION – „Close To A World Below”

MORBID ANGEL – „Formulas Fatal To The Flesh”

MORGOTH – „Odium”

NAPALM DEATH – „Fear, Emptiness, Despair”

PESTILENCE – „Testimony Of The Ancients”

SUFFOCATION – „Pierced From Within”

 

Moim zdaniem powyższa lista dość dobrze dokumentuje najważniejsze płyty deathmetalowe wszech czasów. Jest trochę niekonsekwentnie, bo niby miało obejmować albumy do połowy lat 90, a jest choćby „Formulas Fatal To The Flesh”, które wyszło trzy lata później. Jak jednak nie wspomnieć o jednej z absolutnie najlepszych płyt w dziejach gatunku? Gdy jednak rozciągniemy ramy czasowe szybko okaże się, że brakuje innych – niezwykle ważnych płyt, które death metal odświeżyły, a kto wie, czy po chudszych latach nie przywróciły mu dawnej potęgi. Z pewnością należałoby w tym kontekście wspomnieć pierwsze albumy potężnego i oryginalnego Nile, czy bezlitosnego i gwałtownego Angelcorpse.

I tu wpadamy w pułapkę, bo gdy ramy czasowe nam się burzą i zaczynamy podążać dalej, przychodzą do głowy dziesiątki tytułów płyt, które tchnęły w gatunek nowe życie, lub wskrzesiły jego archaiczne formy, rodząc sentymenty i zachęcając klasyków do powrotu. Choćby taki Repugnant, który krążkiem „Epitome of Darkness” przypomniał o starej, dobrej Szwecji.

Death metal po chudszych latach w drugiej połowie lat 90 wrócił do dawnej chwały, a dziesiątki zespołów nagrało płyty, koło których żadnej fan gatunku nie powinien przejść obojętnie. I to nie zawsze oznacza innowację – bo przecież taki Dead Congregation wcale nie wymyślił na nowo koła, ale jednak pokazał, że death metal wciąż może być ekscytujący i grany bez kompleksów przed klasykami gatunku.

Z tych późniejszych zespołów deathmetalowych polecam uwadze także Necros Christos, Portal, Horrendous, Adversarial, Mitochondrion, Swallowed, Blood Incantation, Obliteration, Ulcerate, Morbus Chron, Funebrarum, Cruciamentum, Diskord, Tomb Mold. I na tym zakończę, bo jestem pewien, że jak zacznę się zastanawiać przez kolejny kwadrans, to zapiszę nie tylko dalsze linijki, ale i strony.

Tematu oczywiście nie da się wyczerpać. Warto zaznaczyć, że funkcjonuje także bogata i bardzo ciekawa scena brutalnego death metalu, która stoi jakby na uboczu i z innego grona rekrutuje fanów. Zespoły takie jak Disgorge, Gorgasm, Devourment, Disavowed grają we własnej lidze, często pozostając zupełnie nieprzyswajalne dla fanów klasycznej Szwecji, death metalu z Florydy czy entuzjastów tzw. gruzu, a więc – w uproszczeniu – zespołów składających hołd Incantation z domieszką doom metalu i skandynawskiego mroku.

W roku 2020 z pewnością można powiedzieć, że death metal jako gatunek ma się bardzo dobrze. Jawi się jako muzyka różnorodna i w granicach szerokich ram stylistycznych niezwykle urozmaicona, śmiało czerpiąca zarówno z innych gatunków, jak i z własnych korzeni. Internet zmienił świat w globalną wioskę, a przed młodymi twórcami postawił niezliczone możliwości inspiracji i zapożyczeń. Gdy death metal powstawał, jego geny mieszały się w okolicznych wioskach, a ognisk zapalnych było kilka lub kilkanaście na świecie. Dziś w tym deathmetalowym kotle aż bulgocze, a zarówno fani, jak i muzycy są coraz bardziej otwarci na bardzo różną muzykę – także taką, które nie ma nic wspólnego z metalem czy nawet rockiem.

W 1993 roku na koncert deathmetalowy bałbym się pójść w koszulce Bon Jovi. To byłaby jawna prowokacja i proszenie się o lanie od „starszych kolegów”. Dziś na koncercie nikogo żadna koszulka nie dziwi, podobnie jak i nie dziwią pozametalowe wpływy przenikające do muzyki metalowej czy deathmetalowej. Jedno się nie zmieniło – wciąż wyznacznikiem death metalu jest brutalność przekazu – fakt, że różnie pojmowana – ale to tylko dodaje kolorytu i różnorodności deathmetalowej scenie, która przez te wszystkie lata niepostrzeżenie przestała być mekkę młodych i gniewanych, a stała się domeną łysiejących panów z brzuszkami po czterdziestce.

Kamil Staniszek – Autor od 7 lat prowadzi na Facebooku fan page Maria Konopnicka, a okazjonalnie też blog mariakonopnicka.pl Na co dzień dziennikarz i pisarz – autor dwóch powieści kryminalnych „Kocia Morda” i „Zemsta ma smak CZERWIENI”. W tym roku wydał dwie książki – „Kucem być” ze wspomnieniami starych metalowych czasów, w których muzykę poznawało się na pirackich kasetach, a na koncerty chadzało z duszą na ramieniu, oraz „Headbanger’s Fiction” – zbiór muzycznych i okołomuzycznych felietonów oraz opowiadań.

 

PAMIĘTAJCIE! PREMIERA NOWEGO WYDANIA KSIĄŻKI, POSZERZONEGO O PONAD 100 STRON, WZBOGACONEGO O DODATKI, W TWARDEJ OPRAWIE I PIĘKNĄ OKŁADKĄ DANA SEAGRAVE’A JUŻ W PAŹDZIERNIKU DOSTĘPNA NA WWW.VESPER.PL

ZACHĘCAMY RÓWNIEŻ DO ZAKUPU NASZYCH POZOSTAŁYCH METALOWYCH PUBLIKACJI:

IAN CHRISTE, RYK BESTII

 

BRIAN SLAGEL, DLA DOBRA METALU

OBIE DOSTĘPNE W PROMOCYJNEJ CENIE!

(Łącznie odwiedzin: 4 967, odwiedzin dzisiaj: 1)