Dwa pierwsze albumy nagrane przez Atomic Rooster należą do wybitnych dokonań ciężkiej psychodeli. Ich sukces otworzył przed zespołem drogę do międzynarodowej sławy. Atomic Rooster nigdy nie zdołał jednak przejść przez zachęcająco uchyloną bramę. W dużej mierze ze względu na ścierające się, dominujące charaktery dwóch ojców sukcesu płyty „Death Walks Behind You”. W trakcie prac nad płytą numer dwa stosunki gitarzysty Johna Du Canna i założyciela formacji, klawiszowca Vincenta Crane’a ulegać zaczęły gwałtownemu ochłodzeniu prowadząc w zasadzie do otwartej wojny o kierunek artystyczny jakim zespół miał podążać w przyszłości.
John Du Cann, którego niezwykły głos i wyrazista, dominująca gitara decydowały o porywającym charakterze „Death Walks Behind You”, albumie stawiającym zespół w pozycji epigonów dojrzałego hard rocka, nie akceptował bardziej eklektycznego podejścia do muzyki reprezentowanego przez Crane’a. Nie chodziło tu wyłącznie o kształt kilku utworów czy jednego albumu. Chodziło o przyszłość formacji, której dalsze losy zależeć miały od przyjęcia jednej z dwóch przeciwnych wizji. Konflikty i nieporozumienia wzmocnione zostały intensywnym koncertowaniem promującym „Death Walks Behind You” i rosnącym zainteresowaniem mediów dokonaniami zespołu. Przyniósł on Atomic Rooster występ w niezwykle wówczas popularnym „Top of the Pops” oraz wywindowały singiel „Devil’s Answer” – nagrany, niejako w charakterze zapowiedzi nowej płyty – na niezwykle wysokie czwarte miejsce UK Singles Chart. Utwór ten ponownie ukazywał, jak znaczącą artystycznie funkcję spełniał Du Cann, spychając organy Crane do roli instrumentu wspomagającego. John Du Cann świadomy był swojej roli, i w bardziej bezpośredni sposób zaczął zaznaczać swoją dominującą pozycję.
Problem polegał jednak na tym, że to Vincent Crane był założycielem formacji. Ponadto, zupełnie jak Du Cann, miał on tendencje do narzucania swojego zdania innym. Vincent Crane chciał odejść od opartego na gitarze, uproszczonego w jego mniemaniu, hard rocka, włączając do kompozycji elementy soulu i funku. Nie był również zadowolony z wokalu Du Canna, którego chropowata barwa głosu doskonale uzupełniała przesterowaną gitarę, dodając element mroku i wyrazistość kompozycjom, ale zamykała je w ściśle określonej formie stylistycznej. Oznaczało to oczywiście, że zespół w takim składzie funkcjonować już dalej nie mógł. Tym bardziej, że nagrany w międzyczasie materiał na nadchodzącą płytę stał się powodem wybuchu otwartej wojny między oboma artystami. Crane chciał zmienić wokale, które odbierały kompozycjom lekkość. Du Cann dążył do uwypuklenia gitar kosztem ekwilibrystyki Crane’a. W dojściu do konsensusu nie pomagało również włączenie żony Vincenta, Pat Darnell, w proces kompozycyjny. Gdy okazało się, że porozumienie nie będzie możliwe John Du Cann odszedł wraz z perkusistą Paulem Hammondem aby założyć swój własny zespół – Hard Stuff – którego, doskonała skądinąd twórczość, namacalnie pokazuje w jakim kierunku zmierzałby Atomic Rooster pod przewodnictwem gitarzysty.
Vincent Crane został bez ważnych członków formacji ale z pełnią władzy artystycznej nad przyszłym kształtem przygotowanego albumu. Dokooptował więc genialnego wokalistę Pete’a Frencha, znanego wcześniej z tragicznie niedocenianej formacji Leaf Hound, dysponującego pięknym, głębokim głosem o ciepłej barwie po czym nakazał mu zastąpienie wszystkich zarejestrowanych wcześniej wokali Du Canna. Sam postanowił zaśpiewać w utworze „Black Snake”. Na miejsce Paula Hammonda zatrudniono Ricka Parnella. Gitarę dzierżył od teraz nieznany Steve Bolton, ale jego rola w ostatecznym kształcie płyty była żadna. Co więcej, Crane zdecydował się zminimalizować obecność gitar Du Canna na albumie.
A jednak, pomimo zmian i konfliktów, powstała płyta fantastyczna, chociaż odbiegająca znacząca od swojej poprzedniczki. „In Hearing Of” okazał się longplayem zdecydowanie bardziej progresywnym, nieoczywistym i przestrzennym od „Death Walks Behind You”. Co prawda, da się zauważyć pewne wpływy soulu i funku, które w dużej mierze zdominują późniejszą twórczość zespołu, to jednak nadal mamy do czynienia z czystym rockiem. Tyle, że troszeczkę inaczej zaakcentowano poszczególne instrumenty. O ile głos Du Canna rewelacyjnie spisywał się na „Death Walks Behind You” to trzeba przyznać, że w osobie Pete’a Frencha Crane znalazł muzyka, którego talent uwypuklał jakość kompozycji zawartych na albumie. Na szczęście Vincent powstrzymał się również od podporządkowania utworów brzmieniu klawiszy. Te nadal pełnią rolę poboczną, uzupełniając raczej główną linię melodyczną niż ją kształtując.
Co można powiedzieć o samej płycie? Na przekór zawirowaniom i trudnościom poprzedzającym jej opublikowanie jest to niewątpliwie album genialny. Otwierający ją utwór „Breakthrough” wprowadza dobrze zarysowaną linię basu i wspierające ją pianino na tle których French pokazuje, że bynajmniej nie po znajomości dostał angaż w Atomic Rooster. Nie ma tu oczywiście znanej z poprzedniej płyty bardziej pierwotnej energii, ale ta zastąpiona została wyraźnym, przemawiającym do słuchacza klimatem. Już jednak utwór numer dwa pokazuje, że nie dało się całkowicie zrezygnować z umiejętności Du Canna i gitara w „Break the Ice” odzyskuje należne jej miejsce, chociaż nadal brzmi jakby została odrobinę przytłumiona – co zresztą zapewne wcale nie odbiega daleko od prawdy. Również wokal Frencha został uwypuklony w miksie aby wyraźnie dominować na tle instrumentów. Ballada „Decision/Indecision” to już z kolei popis duetu Crane-French, którzy wspólnymi siłami zbudowali wspaniały, odrobinę nostalgiczny i rozmarzony klimat utworu. Wydaje się, że z Du Cannem na pokładzie taki utwór, w takim kształcie na płytę mógłby nie wejść – głównie ze względu na brak gitary. Kończący stronę A winyla „A Spoonful of Bromide Helps the Pulse Rate Go Down” daje więcej przestrzeni sekcji rytmicznej, szczególnie Paulowi Hammondowi, pokazującemu, że godnie zastąpił Carla Palmera. Zresztą w tym instrumentalnym interludium widać najlepiej współpracę między poszczególnymi muzykami, która w przypadku pozostałych utworów (głównie ze względu na decyzję Crane’a) została mocno zachwiana. Amerykańską wersję albumu uzupełnia singiel „Devil’s Answer”, którego przed machinacjami Crane’a nie uchroniła nawet wielka popularność, jaką zdobył jeszcze przed opublikowaniem płyty. Wokale Canna zostały zastąpione głosem Frencha. Ten brzmi znakomicie, a jednak zmienia charakter utworu, który zdążył już w poprzedniej wersji wbić się w pamięć słuchaczy.
Zupełnie odmienny charakter prezentuje za to „Black Snake” jedyny utwór zaśpiewany przez Vincenta Crane’a, który może uchodzić za mniej udaną propozycję zespołu. Tak też najczęściej jest przedstawiany przez dziennikarzy. Nie należy również do faworytów słuchaczy, chociaż należy zauważyć, że wprowadza on mocno psychodelizujący klimat a jego senna natura może zauroczyć. Nie pasuje jednak do pozostałych utworów, co wywołuje lekki dysonans w trakcie odsłuchu.
„Head in the Sky” na pewno nie można odmówić kreatywności, ale jako kompozycja sprawdza się, moim zdaniem, nie najlepiej. Głównie ze względu na repetetywny, dość monotonny skandowany refren. Jest to, co ciekawe, w całości kompozycja Du Canna, ale zabrakło jej siły, którą gitarzysta potrafił z sukcesem przywołać już na pierwszym longplayu Hard Stuff. Płytę uzupełniają „The Rock” umieszczone wcześniej na stronie B singla „Devil’s Answer” oraz „The Price” będące udaną mieszanką rocka i elementów funku („The Rock”) , oraz psychodeli i progresywu („The Price”).
Płyta „In Hearing Of” chociaż odbiegająca znacząco od stylistyki, która przyniosła Atomic Rooster sukces na „Death Walks Behind You” okazała się albumem niezwykle udanym – pełnym pomysłów, charakteru i świetnych kompozycji. Stanowi jednak równocześnie etap przejściowy między porywającym hard rockiem wzmocnionym o wyraźne wpływy psychodeli a bardziej funkowo ukierunkowanymi dokonaniami, których wprowadzanie do twórczości zespołu zaowocuje ostatecznie kilkoma słabszymi płytami (przede wszystkim „Nice ‘N’ Greasy”) i rozpadem formacji. „In Hearing Of” jest również płytą docenianą chyba w najmniejszym stopniu spośród trzech pierwszych klasycznych albumów formacji. Jego odbiegający od oczekiwań fanów charakter spowodował, że wielu spośród oddanych fanów zaczęło się od Atomic Rooster odwracać. Zupełnie niesłusznie, bo jest to album pasjonujący i pełen werwy, chociaż należy do jego odsłuchu podejść z innym nastawieniem niż do „Death Walks Behind You”.
Kuba Kozłowski, Ocena: 4+
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu
(Łącznie odwiedzin: 658, odwiedzin dzisiaj: 1)