Willkommen Kamaraden !

Dziś mam coś NIESAMOWITEGO. KTO MA USZY NIECHAJ SŁUCHA, KTO MA OCZY NIECHAJ CZYTA. BĘDZIE DŁUGO ALE COŚ TAKIEGO ZDARZA SIĘ RZADKO. Najpierw muzyka. Charakterystyczna linia basu, potem perkusja, gitara, szybkie tempo, ostre rify, chropawy wokal. Bez polerki, tak jak lubię. Muzyka Sodom przypomina brzytwę, ostrą ale z nieco wyszczerbionym ostrzem, wiecie taką, że strach pomyśleć jakby miał cię nią ktoś przeciągnąć. To esencja Thrashu.

Tekst o walkach na wschodnim froncie II wojny światowej. Utwór ze swą dziką galopadą przetacza się jak ruska ofensywa. Wymiata wszystko po drodze. Cudeńko. Opiewa on machinę wojenną zwaną przez Niemców „Organami Stalina” czyli radziecką wyrzutnię rakietową znaną nam jako Katiusza. Broń ta budziła w niemieckich żołnierzach frontu wschodniego, swoim charakterystycznym dźwiękiem i skutkami, przerażenie. Notabene, utwór kończy imitacja miotanych pocisków choć pewnie to tak nie brzmiało. Żyjący jeszcze niemieccy weterani do dziś mają traumę.

Nie jest przypadkiem, że niemiecka kapela pisze o niej piosenkę. Ktoś powie: no Sodom to ciągle pisze takie wojenne kawałki, nihil novi. Jaki tam dowód na traumę związaną z tą bronią. Ja mam dowód wielkiej wagi na to, że pamięć o niej wśród Niemców trwała długo. Oto tekst pewnego… bardzo sławnego Niemca, który przeszło 50 lat po wojnie tak wspomina swoje „wrażenia” ze spotkania z „muzyką organów Stalina” w kwietniu 1945 roku na Łużycach, pomiędzy Forst a Muskau. Długi fragment, ale nic lepszego nie znajdziecie w całym internecie co by bardziej obrazowało to o czym pisałem wcześniej i tak idealnie pasowało do tematu, utworu i w ogóle jako komentarz. Uwaga cytuję:

„Widzę jak nasze działa pancerne, kilka transporterów opancerzonych, garść ciężarówek, kuchnia polowa i pomieszana gromada piechurów i grenadierów rozlokowują się w młodniaku (…) Drzewa wypuszczają pąki. Senne oczekiwanie. Ktoś, nie starszy ode mnie, gra na organkach. Jeden z wojaków rozrabia pianę, goli się. A potem ni z tego ni z owego – a może zamilknięcie ptaków było dostatecznie głośnym ostrzeżeniem? – zwalają się na nas ORGANY STALINA. Mało jest czasu, żeby pojąć, skąd ta obrazowa nazwa. Od ich wycia, parskania i głuchego dudnienia? Pociski z dwóch, trzech baterii wyrzutni systematycznie pokrywają zagajnik. Nie chcą niczego oszczędzić, są dokładne, ścinają młody drzewostan, który przedtem obiecywał osłonę (…) Widzę siebie, jak daję nura, niczym na poligonie, pod jedno z pancernych dział. I jeszcze ktoś, może kierowca, celowniczy albo dowódca działa, pod kadłubem pojazdu mierzy prześwit nad ziemią. Nasze buty dotykają się. Z lewej i z prawej osłaniają nas koła gąsienic. Organy grały pewnie ze trzy minuty, całą wieczność. Zdjęty strachem zlałem się w spodnie. Potem cisza. Obok mnie szczękanie zębami (…) Ogarnęła mnie trwoga. (…) wypełzłem spod pancernego działa i widzę siebie, jak wypełzam z rozgrzebanego leśnego podłoża i zbutwiałych liści, mieszaniny, w którą – póki ton nadawały organy Stalina – wciskałem twarz i której woń nie odstępowała mnie długo. Jeszcze chwiejąc się na nogach musiałem stawić czoło nawałnicy obrazów. Dokoła spustoszony młodniak, brzozy połamane jak zapałki. Wierzchołki drzew doprowadziły część pocisków do przedwczesnego wybuchu. Ciała leżały rozrzucone, pojedyncze i jedna na drugich, martwe, jeszcze żywe, skręcone, przebite gałęziami, naszpikowane odłamkami. Niektóre akrobatycznie pozwijane. Można też znaleźć kawałki ciał. Czy to chłopak, który tak niedawno dobrze sobie radził z organkami? Łatwo było rozpoznać wojaka, na którego twarzy schla piana do golenia. Tu i tam ci co ocaleli, pełzali albo stali zdrętwiali jak ja. Kilku krzyczało, chociaż nie zostali ranni. Ktoś beczał jak małe dziecko. Ja w zasikanych spodniach nie odzywałem się i zobaczyłem w pobliżu otwarty brzuch chłopaka, z którym dopiero co gadałem sam już nie wiem o czym (…) Potem nagle stanął obok mnie ten, co tak szczękał zębami, wyciągnął się na cała długość, pozbył się już drżączki, dystynkcje na jego kołnierzu wskazywały, że to wyższa szarża Waffen-SS. Przekrzywił mu się Krzyż Rycerski pod brodą. Bohater jak z Kroniki Tygodniowej, która nam, uczniakom, latami dostarczała bohaterów podobnej postury. Na mnie, świadka swego narzuconego przez strach szczękania zębami, huknął: – Nie stać jak kołek, żołnierzu! Zbiórka! Natychmiast zbiórka wszystkich zdolnych do walki! Zająć nowe pozycje. Jazda, jazda! Gotowi do przeciwnatarcia…”

Auf wiedersehen

Jarosław Rolak

(Łącznie odwiedzin: 530, odwiedzin dzisiaj: 1)