Przyssałem się do tej płyty ostatnio jak rzep do psiego ogona i nie mogę się od niej oderwać. Pewnie sporo z was pamięta ile szumu narobił debiut Słowaków. Dwójka bije „Stridzie Dni” na głowę. Pozornie zdawać by się mogło, że poprzeczka została postawiona z marszu wysoko, ale Malokarpatan przeskoczyli ją bez problemu generując nową i to jeszcze wyżej. Z płytą zapoznałem się nie tak dawno po premierze, jakoś na początku 2018, ale natłok innych tytułów wciąż przepychał mi temat w czasie, co chwila było coś do ogarnięcia na bieżąco. No ale wreszcie z niepohamowaną radością zasiadam do odrobiny refleksji na jej temat.

Pierwsza sprawa to to, że zespół poszedł na tej płycie w Heavy Metalowy (ten surowy i nieco przybrudzony) oldschool niemal po całości. Dlaczego niemal? Bo jest sowicie wypełniony czarną polewką, która uwydatnia się przede wszystkich przez pewną dozę złowieszczości w riffach, swoisty klimat Pierwszej Fali oraz wokale. Tak, Temnohor brzmi jak połączenie Nocturno Culto, Cronosa i Frantiseka Storma w jednym, także jak ktoś nie słyszał, to perfekcyjnie może to sobie wyobrazić. Wracając do samej muzyki spotyka się tu klasyczny, siarczysty Heavy Metal lat 80-tych z tzw. Pierwszą Falą Black Metalu. Z jednej strony słyszymy elementy Iron Maiden, Pokolgep, Saxon, może trochę Motorhead, a z drugiej… Ha! I teraz pomyślicie, że pojadę cytatem „Venom, Bathory, Celtic Frost” jak to najczęściej bywa w tym przypadku, a otóż nie! Moim zdaniem, z tej „mrocznej” strony kłania się przede tu przede wszystkim Mercyful Fate, Master’s Hammer i nasz rodzimy Kat (album „666”). To ich wpływy można usłyszeć tu najwyraźniej.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden zespół. Mianowicie Darkthrone, i nie chodzi mi tu o wokale. Duet Fenriz- Nocturno Culto bardzo podobnie poczynali sobie jeżeli chodzi o strukturę niektórych riffów czy brzmienie na takich płytach jak „Sardonic Wrath” czy „F.O.A.D”. Niewykluczone, że Malokarpatan mogli odrobinę się Norwegami zainspirować lub jest to po prostu spore podobieństwo i tyle. Tak na marginesie, powiem wam, że w chwili obecnej wolę to oldschoolowe granie właśnie w wydaniu Słowaków niż Darkthrone. Nie przypuszczałem, że coś takiego kiedykolwiek powiem, ale cóż, to jest fakt. W zestawieniu „Nordkarpatenland” vs „Arctic Thunder” jest 1:0 dla naszych południowych sąsiadów.

Kontynuując, poza tym, że mamy tu riffowy róg obfitości, bańka sama do tego chodzi, to jeszcze dostajemy w tekstach słowacki folklor w jego ciemniejszej odsłonie oraz ponurą, wisielczą dawkę humoru. Dodatkowo utwory poprzedzielane są oryginalnymi wstawkami pochodzącymi głównie ze starych słowackich filmów. Zabieg, trzeba przyznać, oryginalny i robi swoje. Płyta ma swoją własną niepowtarzalną atmosferę na którą składa się zarówno świetna muzyka, teksty, jak i grafiki zdobiące album. Na koniec powiem szczerze, że to jeden z najlepszych metalowych wyziewów jakie słyszałem w ciągu ostatnich 3 lat. Uważam, że „Nordkarpatenland” powinien znaleźć się na półce każdego zwolennika starego, metalowego grania. Mus i szlus!

Przemysław Bukowski

(Łącznie odwiedzin: 207, odwiedzin dzisiaj: 1)