Na początku było… trójkowe Studio Nagrań i red. Jerzy Kordowicz. Był jakby stworzony do tej audycji. Prezentował w niej ciekawostki ze świata muzyki elektronicznej i odkrywał kulisy jej tworzenia. Jego niesamowity głos urzekł nie tylko mnie, lecz także muzyków Tangerine Dream do tego stopnia, że wykorzystali jego zapowiedź do swoich polskich koncertów w 1983 roku, odtwarzając ją z taśmy przed występem (red. Kordowicz był w tym czasie nieobecny). Nic więc dziwnego, że jego słowa trafiły także na jeden z najciekawszych koncertowych albumów Tangerine Dream: Poland – The Warsaw Concert (1984).
Fani z wielu krajów świata po dziś dzień zastanawiają się w jaki sposób przetworzono ów głos, by uzyskać tak niesamowite brzmienie, nie podejrzewając nawet, że to zasługa samej natury…
Myślę, że rock elektroniczny w jakimś stopniu zawdzięcza swą pozycję w Polsce właśnie dzięki programom radiowym Jerzego Kordowicza. To właśnie w trójkowym Studiu Nagrań po raz pierwszy usłyszałem o Isao Tomicie – genialnym Japończyku, który na syntezatorach analogowych dokonywał elektronicznych transkrypcji barwnych dzieł orkiestrowych mistrzów z okresu impresjonizmu i późnego romantyzmu. To panu Jerzemu zawdzięczam do dziś trwającą słabość do tych z pietyzmem realizowanych wizji Debussy’ego, Ravela, Musorgskiego, Holsta i wielu innych. Dzięki redaktorowi Kordowiczowi usłyszałem również płytę Waltera (Wendy) Carlosa Switched-On Bach (1968) oraz poznałem kulisy powstania studyjnej części albumu Ummagumma Pink Floyd (1969).
Jednak największym odkryciem, które mu zawdzięczam, okazał się zespół Tangerine Dream, utworzony w Berlinie Zachodnim przez Edgara Froese. Początkowo jego członkiem był także Klaus Schulze, o którym wcześniej nieco pisałem, jednak najbardziej znaczące płyty zespołu Edgar Froese nagrał przy współudziale Christophera Franke i Petera Baumanna. Myślę, że nie umniejszając dzieła wybitnych wizjonerów muzycznych takich jak choćby Schonberg, Xenakis, Boulez i Stockhausen – to także dzięki nim przesunęły się granice muzycznej awangardy w drugiej połowie XX wieku. Pamiętam również swoją fascynację albumami Phaedra (1974), Rubycon (1975) oraz koncertowym Ricochet (z tego samego roku, jakkolwiek z albumami live TD różnie bywa, gdyż często zawierały muzykę zagraną wprawdzie na żywo, w dodatku nie pochodzącą z regularnych płyt i nierzadko później edytowaną warunkach studyjnych). Z pewnością także nie zapomnę chwil, gdy wertując książki do matury wsłuchiwałem się w niemal każdy dźwięk z płyty Stratosfear (1976), zapisany na taśmie poczciwego ZK120T.
Co ciekawe – to właśnie w ojczyźnie Bacha ta bądź co bądź eksperymentalna muzyka trafiła na podatny grunt i właśnie stamtąd wywodzą się tacy twórcy jak choćby Ash Ra Tempel, Amon Duul II, Can, Kraftwerk czy wspomniany Tangerine Dream, a owa nieprzypadkowa nazwa zachęcała do poszukiwań innych, abstrakcyjnych, niekonwencjonalnych i bardziej fantastycznych wymiarów percepcji sztuki.
Krzysztof Wieczorek