Udajemy się dziś w daleką i niesamowitą podróż. Trudną do wyobrażenia sobie nawet dziś. Podróż do wnętrza Ziemi. Brzmi fascynująco i zagadkowo zarazem. Tym bardziej, że to podróż muzyczna, wyznaczona przepięknymi dźwiękami. Zafundował nam ją czterdzieści dwa lata temu w 1974 roku Rick Wakeman. „Journey to the Centre of the Earth”, bo tak brzmiał tytuł tej płyty, był drugim w dorobku artysty. I gdy dziś kolejny raz odsłuchałem to koncertowe wydawnictwo to jestem jeszcze bardziej pewien, że Rick Wakeman wyprzedził o lata świetlne nasze wyobrażenia o tym jak pięknie można połączyć muzykę rockową wykorzystując instrumentarium orkiestry symfonicznej.
Mieliśmy oczywiście wcześniejsze próby tak znakomitych wykonawców jak choćby Deep Purple czy Procol Harum. Ale chyba właśnie Wakeman najpełniej połączył rocka z symfonicznym brzmieniem. To był drugi solowy album tego brytyjskiego kompozytora i klawiszowca. Pierwszy koncertowy. Nagrany podczas dwóch koncertów, które odbyły się w Royal Festival Hall w Londynie, 18 stycznia 1974 roku. Album bazował na noweli science fiction autorstwa Juliusza Verne’a pod takim samym tytułem jak nowela. Rockowe brzmienie muzyki autorstwa Ricka Wakemana, wzmocnione siłami jego zespołu i London Symphony Orchestra a także English Chamber Choir dało efekt piorunujący. Recenzje krytyków jak zwykle były ambiwalentne. Od okrzyków zachwytu do totalnej krytyki nazywającej tę płytę pastiszem. Ale krytycy swoje a my swoje. Myślę, że wszyscy którzy kochają tego typu muzykę nadal stoją murem za tym naprawdę wybitnym albumem. Albumem, który dopiero co otwierał nam drzwi do naprawdę pięknych płyt z rockiem symfonicznym. Ta podróż do wnętrza naszej planety trwa niewiele ponad czterdzieści minut i nie są to minuty stracone. To muzyka, która nawet teraz mimo upływu tak wielu lat fascynuje i zachwyca. Strasznie trudno ją opisać, więc chyba najprościej będzie ten krążek sobie przypomnieć. Czy to wrzucając na talerz gramofonu czy do odtwarzacza płyt CD. Nieważne w jakim formacie odsłuchamy to dzieło autorstwa Ricka Wakemana i tak będziemy oczarowani tymi dźwiękami z poprzedniego wieku. To płyta z gatunku tych, które wypada mieć na półce. Nie dla szpanu ale dla szacunku dla dobrej muzyki.
Jacek Liersch
(Łącznie odwiedzin: 273, odwiedzin dzisiaj: 1)