Gerry Rafferty ma to nieszczęście, że jego bogata i godna najwyższej uwagi twórczość bardzo często sprowadzona zostaje do sukcesu jednego utworu – ”Baker Street”.  A przecież muzyk może pochwalić się doskonałymi albumami, w tym „Night Owl” czy właśnie „City To City” (z niego pochodzi „Baker Street”) których wartość daleko wykracza poza popularność singla. Radia do dzisiaj wyciskają z kompozycji wszystko, co tylko się da, wbijając ją do głowy słuchaczom z uporem godnym lepszej sprawy.

Nie ma w tym oczywiście nic złego, bo jeżeli promować, to właśnie utwory tak dobre, jak „Baker Street”. Myślę, że również Rafferty nie miał w związku z tym najmniejszych obiekcji, gdyż właśnie „Baker Street” zapewniała mu dostatnie życie z tantiem. Pamiętacie film „Był sobie chłopiec” którego bohater nie przepracował w życiu ani jednego dnia, dzięki świątecznemu utworowi swojego dziadka, co roku przynoszącego mu olbrzymie wpływy na konto? Gdyby ów dziadek napisał „Baker Street”, życie bohatera wyglądałoby jeszcze wygodniej, uwierzcie mi.

A jednak „Baker Street” należy do utworów niezwykle melancholijnych i, co tu dużo mówić, emocjonalnych. Pod względem tekstu uosabia on wszystko to, co nazwać można „anty-popem”. O czym śpiewa muzyk? O człowieku przepełnionym marzeniami, których realizacja wykracza poza jego możliwości. O niespokojnej duszy, która chciałaby zmienić swój los, osiąść, zbudować swoje miejsce na ziemi, ale nie jest w stanie do tego doprowadzić. O alkoholiku, którego nałóg potęguje się przez ambicje i dążenia, które wymykają mu się z rąk prowadząc do depresji. O mieście, odbierającym nadzieję, tłamszącym marzenia. O aglomeracji, która chociaż żyje w niej wielu ludzi, to pozbawiona jest duszy. „Jeszcze rok, i będziesz szczęśliwy” – śpiewa w autobiograficznym zabarwieniu Rafferty –  „jeszcze rok i wszystko się ułoży. Ale teraz płaczesz”.

Dlaczego jednak akurat Baker Street – prawdziwa, ruchliwa ulica Londynu, rozsławiona przez Artura Connan Doyle’a i jego bohatera Sherlocka Holmes’a? Tutaj również znajdujemy nawiązania do nie zawsze radosnej rutyny życia codziennego i problemów, jakie nawiedzały samego Autora. Premierę albumu „City To City” poprzedzały lata zmarnowane przez Raffertiego na prawne przepychanki z jego poprzednim zespołem, Stealers Wheel, które uniemożliwiały mu publikacje nowego materiału. Aby odciąć się choćby w minimalnym stopniu od komplikacji i rozpraw sądowych stanowiących główne zajęcie Raffertiego w latach 1975-1978 muzyk przeniósł się do niewielkiego mieszkanka swojego przyjaciela, który rezydował właśnie na Baker Street. Tam odnalazł azyl, który pomagał mu uporać się z problemami osobistymi. Dlatego też w utworze – na samym końcu historii przepełnionej zgodą na los, pomimo jego beznadziejności – muzyk wyraża swoją nadzieję na lepsze jutro, gdy powoli, żmudnie ale skutecznie udawało mi się wyjść na prostą. Dzięki zmianie losu, Rafferty daje również nadzieję na realizację marzeń bohaterowi swojego utworu:

Kiedy się obudzisz, nastanie nowy dzień
Słońce świeci, a nowy dzień nadszedł
A ty wracasz, zmierzasz do domu.

Co decyduje o wyjątkowości kompozycji? Na pewno tekst przepełniony emocjami i piękny głos Raffertyiego. Ale przede wszystkim wspaniałe brzmienie saksofonu i melodia, która gdy raz dostanie się do głowy, nigdy jej nie opuszcza. Zdaniem saksofonisty Raphaela Ravenscrofta zasługa leżała po jego stronie. A jednak za swój wkład w kształt utworu otrzymał czek na zaledwie… 27 funtów. Co więcej, czek okazał się bez pokrycia, i Ravenscroft nigdy nie był w stanie go zrealizować. Oprawił go więc i powiesił na ścianie. Dlaczego nie interweniował u Raffertiego? Nie wiadomo…

Ravenscroft nie był on jedynie muzykiem sesyjnym zatrudnionym do odegrania przedstawionych mu nut. W momencie, w którym został zaangażowany do pracy nad utworem, kompozycja miała podobno wiele pustych fragmentów, które należało wypełnić muzyką. I Ravenscroft zrobił to, przygotowując jeden z najbardziej pamiętnych riffów,  jakie usłyszeć możemy w utworach rockowych. Czeku nie spieniężył. Nigdy nie otrzymał też żadnych tantiem za współautorstwo. Tak twierdził Ravenscroft.

A jednak, gdy poszperamy w Internecie znajdziemy wersję demo utworu w której, chociaż saksofonu jeszcze w „Baker Street” nie ma, to już odnajdziemy w niej zalążki melodii, którą następnie Ravenscroft przekształcił i poprawił w swoim wykonaniu. Bez wątpienia jego wkład w ostateczną formę utworu jest nie do przecenienia, ale nie można przyznać mu pełnego autorstwa melodii, która do dzisiaj rozbrzmiewa regularnie we wszelkich muzycznych mediach.

Kuba Kozłowski

(Łącznie odwiedzin: 1 322, odwiedzin dzisiaj: 1)