Korpiklaani przyzwyczaili nas do regularnego wypuszczania na rynek albumów prezentujących bardzo zbliżoną stylistykę. Chociaż każda kolejna płyta stanowi muzyczne odzwierciedlenie poprzedniej, to nie można muzykom odmówić pomysłu na kształtowanie własnej kariery. W którym jednak momencie brak zmian zacznie sprowadzać się do zjadania własnego ogona? Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, gdyż zespół zasługuje na to, aby stymulować rozwój zabawowego odłamu metalowej sceny. Niestety, najnowszy album zdaje się być odrobinę zbyt zachowawczy.
Różnie można nazywać twórczość zespołu. Jedni powiedzą, że Korpikaani to przedstawiciele folk- bądź, jeżeli ktoś woli tą nazwę, pagan-metalu. Dzięki hymnom ku czci wódki, piwa czy tequilli zespół najsilniej wbił się w świadomość słuchaczy jako wytrawny przedstawiciel prężnej niszy metalu alkoholowego. Na ostatnich płytach Finów coraz mniej jednak pieśni biesiadno-imprezowych, powracają za to ze wzmożoną siłą nawiązania do fińskiego folkloru. Dzięki czerpaniu z najbliższych sercom muzyków kulturowych podwalin, wyrażanych za pośrednictwem intrygującego języka, Korpiklaani nie można pomylić z żadnym innym zespołem. I chociaż ich płyty nie są w stanie zrewolucjonizować sceny muzycznej to zapewniają wspaniałą rozrywkę rzeszom festiwalowych wyjadaczy.
Jednak to, co sprawdza się podczas otwartych plenerowych imprez nie zawsze oddziałuje z równą siłą podczas odsłuchu płyty. Mamy tu więc podobnie jak w przypadku Alestorm do czynienia z muzyką, która musi być dawkowana w małych ilościach. Przesłuchanie całej płyty podczas jednego posiedzenia niestety nuży. Monotonia ta nie powoduje może chęci wyłączenia albumu, ale wpływa na odbiór poszczególnych utworów, które niezauważenie zlewają się w jedną metalowo-folkową masę. Korpiklaani odróżnia się tym samym od dokonań na przykład Heidevolk, którzy potrafią poprzez mądre wykorzystanie czystych wokali i growlingu utrzymać uwagę słuchacza. U Korpiklaani growlingu brak zupełnie a chropowaty, przepity głos Jonnego Järvelä często staje się zbyt jednostajny.

Wpływ na monotonię muzyki Korpiklaani ma również tempo piosenek, wycofany, mało słyszalny bas (zawarty na poprzedniej płycie zespołu utwór „Rauta” z wyraźną liną basu okazał się niestety jednorazowym eksperymentem) oraz dość prosty rytm wybijany przez perkusję. Na albumie „Noita” brakuje żywej, pierwotnej energii, którą powinna cechować się metalowa stylistyka. Nie oznacza to wcale, że płyta jest zła. Utwory takie jak „Lempo” czy „Viinamäen Mies” potrafią zachwycić ciekawą melodią, która niestety ukryta zostaje pod zbyt bogatą aranżacją. Wiele z kolejnych utworów niestety niczym się nie wyróżnia, singiel „Pilli On Pajusta Tehty” również zdecydowanie mniej przyciąga uwagę niż znane z poprzedniej płyty „Kunnia” czy „Rauta”. Nie powiem jednak, że się zawiodłem. Nowa płyta to nadal czyste, tradycyjne Korpiklaani. Pytanie tylko, czy po ośmiu albumach nadal stanowi to komplement? Mogę się założyć, że po przesłuchaniu całej płyty nikt ze słuchaczy nie będzie w stanie przytoczyć choćby jednego elementu, który zapadł mu na dłużej w pamięć

Są takie zespoły, które potrafią porwać w trakcie koncertów oraz takie które nagrywają przemyślane i elektryzujące albumy. Gdy oba elementy się spotkają, wówczas możemy obcować z zespołem wybitnym. Korpiklaani takim, niestety, nie jest, ale też nigdy do tego miana nie pretendował.
Niezależnie od letnich odczuć jakie towarzyszyły mi w trakcie odsłuchu płyty, udałem się na koncert zespołu w ramach Czad Festival. Słuchałem niemal pod sceną i zżarłem dobre pół kilo piachu. Korpiklaani potrafią rozgrzać tłum fanów, to na pewno. Szkoda tylko, że większość setu spędziłem na przenoszeniu nad głową dziesiątek fanów. Ilość chętnych do poleżenia na rękach innych była tak znacząca, że w powietrzu zaczynały robić się korki, tzn. nierzadko jeden z fanów nachodził na drugiego, co zaczynało przypominać budowanie ściany z klocków. No i niestety ponad godzinę polscy miłośnicy Korpiklaani zdzierali sobie gardła domagając się utworu „Vodka” a było to odrobinę irytujące i monotonne. Korpiklaani są chyba do takiej reakcji przyzwyczajeni, bo grali po prostu swoje. Podsumowując, fajny koncert, dużo energii bijącej ze sceny i szczęśliwi fani pod nią, nie ma się do czego przyczepić. Na koncercie, gdy raczeni jesteśmy crème de la crème twórczości Finów, wówczas Korpiklaani są po prostu doskonali.
Kuba Kozłowski, Ocena: 3
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu

 

(Łącznie odwiedzin: 157, odwiedzin dzisiaj: 1)