Sabaton należy do tej grupy zespołów, których wystarczy usłyszeć jeden album i zna się na dobrą sprawę wszystkie. W historii muzyki metalowej/ rockowej znamy w sumie bardzo wiele takich przypadków – chociażby AC/DC, Motorhead czy Grave Digger. Sabaton są bardzo wierni swojemu wypracowanemu, charakterystycznemu stylowi, estetyce i nie robią od niej odstępstw, jeżeli już to marginalne. Są do bólu konsekwentni, przez co często powtarzalni. Czy to źle? To tak naprawdę zależy od odbiorcy. Jedni lubią taki stan rzeczy, inni szukają nowości i eksplorowania nowych muzycznych rejonów. Do tej pory Sabaton zdobył moją uwagę dwoma płytami, potężnym „Carolus Rex” (moim zdaniem znajduje się tu esencja ich twórczości i stylu) oraz wypełnionym zapadającymi w pamięć hitami „The Last Stand”. Byłem bardzo ciekaw czy „The Great War” czymś zaskoczy, czy będzie w stanie w jakiś sposób przełamać nieco rutynę, czy będzie czymś na miarę wspomnianego „Carolus Rex” i stanie się kolejnym kamieniem milowym dla zespołu. W końcu wydanie kolejnego, tak zwartego koncept albumu przynajmniej teoretycznie zapowiada coś nietuzinkowego. Przejdźmy zatem do rzeczy.
„The Great War” to album w całości osadzony tematycznie w realiach I Wojny Światowej i wybranych wydarzeniach konfliktu. Muzycznie zespół niezaprzeczalnie podąża swoją dawno już obraną drogą. Na pierwszy rzut ucha nie ma tu nic mocno nowego, żadnych drastycznych odstępstw, jednak da się wyczuć, że w zespole zagościła nowa fajna energia (spora jest w tym zasługa pojawienia się w składzie gitarzysty Tommiego Johanssona, który nie tylko dodał coś nowego swoją grą, ale również charyzmą i wokalem w tle), że ta konkretna dawka dynamiki i brzmieniowego rozmachu jaki dało się zaobserwować na „The Last Stand” udzieliła się również tej płycie. Pośród wszystkich już dobrze znanych patentów na melodie, solówki pojawiło się też miejsce na kilka ciekawych dodatków, takich jak znacznie bardziej uwydatnione klawiszowe tła (np. hammondy w „The Red Baron”) i nieco odchodzące od utartego schematu kompozycje („The Attack of the Dead Men” – świetny, nośny refren w nieco odmiennej konwencji melodycznej, „The Future of Warfare” – trochę połamana konstrukcja z której to zespół mało kiedy korzysta).
Mamy tu również motywy bez których żadna płyta Szwedów nie mogłaby istnieć, czyli patos, podniosłość, chóry, mocne brzmienie, a do tego niesamowicie nośne riffy i teksty które chwyta się w lot i potem nuci już razem z zespołem. Takimi kompozycjami na niniejszej płycie są bez wątpienia tytułowy „Great War” oraz „Fields of Verdun”. Oba te utwory, wraz ze wspomnianym już wcześniej „The Attack of the Dead Men” są dla mnie sztandarowymi reprezentantami „The Great War”.
Płytę wieńczy swoisty hymn, muzyczna/ wokalna adaptacja wiersza autorstwa majora Johna McCrae – „In Flanders Fields”. Znakomicie podsumowuje temat płyty, oddaje atmosferę i poniekąd zmusza słuchacza do refleksji nad przedstawionymi w koncepcie wydarzeniami i tragedią, ludzkim dramatem jakim była I Wojna Światowa.
Podsumowując, „The Great War” nie jest co prawda jakimś fenomenem, ale bardzo solidną, kipiącą energią płytą, która jest momentami w stanie czymś zaskoczyć. Nie zawiodłem się, ale mocno oczarowany też nie jestem. Grupa potwierdza tym albumem świetną formę i niegasnącą wenę twórczą, a to w tym momencie dla mnie najważniejsze. Fani zawiedzeni nie będą, a ci co z muzyką Sabaton zbytnio do czynienia nie mają, też swojego czasu na nią nie zmarnują, tak uważam. Przez najbliższy czas będę sobie regularnie do tych 39 minut Wielkiej Wojny wracał, bo najnormalniej w świecie dobrze się tego słucha.
Przemysław Bukowski