
Teksas – stan USA, wielki i płaski niczym deska do prasowania, który od zawsze uwielbiał blues. W zasadzie do dzisiaj nie sposób rozstrzygnąć, gdzie należy umiejscowić miejsce narodzin bluesa. Bez wątpienia rejon pograniczny między Meksykiem i Teksasem, z jego szybko przyswojonym przez amerykanów zamiłowaniem do gitar stanowi silnego kandydata do tytułu „kolebki”.
Pewnie, że to blues z delty Mississipi bardziej przemawia do wyobraźni dzięki swojemu, głęboko zakorzenionemu smutkowi, sugerowanych w tekstach związków z siłami nieczystymi i nawiązaniami do wierzeń hoodoo lokalnej ludności. Bynajmniej nie odbiera to niczego wspaniałym twórcom działającym w Teksasie. Przyziemny, oddający zmartwienia i radości dnia codziennego bluesowe kompozycje Blind Lemon Jeffersona, Alberta Kinga, Lightnin’Hopkinsa, czy T-Bone Walkera odegrał olbrzymią, nieocenioną wręcz rolę w kształtowaniu współczesnego bluesa. Dał też inny, w porównaniu do muzyki z Delty, wydźwięk twórczości poszczególnych muzyków, którzy oprócz opisywania własnych problemów potrafili również dobrze się zabawić. Ich bezpośrednimi następcami, tak w stylu jak i wymowie, pozostaje mały zespolik z Teksasu o nazwie ZZ Top.
To już trzecia płyta ZZ Top, którą omawiam i pierwszy naprawdę genialny, pozbawiony słabszych punktów, przełomowy longplay. Mowa oczywiście o „Tres Hombres”. Albumie, który w roku 1973 pozwolił podnieść się muzykom po niezbyt dobrze przyjętym albumie „Rio Grande Mud”. Zresztą poprzednia płyta nie tyle została przyjęta źle, co nie wzbudziła na tyle dużego zainteresowania, aby napędzać piec lokomotywy pociągu z napisem ZZ Top. Gdyby zresztą wymieszać „Tres Hombres” z „Rio Grande Mud” powstałyby dwa prawdziwie świetne albumy. Tak się jednak nie stało, a słuchacze otrzymali „Tres Hombres” – płytę blues-rockową, którą nazwać można nie mniej jak legendarną.

Cóż można jeszcze powiedzieć o „Tres Hombres”? Jak na razie najlepsza, najbardziej dopracowana i przemyślana płyta ZZ Top. A przecież największe sukcesy miały dopiero nadejść wraz z albumem „Eliminator”. O wadze „Tres Hombres” dla historii zespołu świadczy jednak fakt, że po kilku płytach przesyconych duchem pop rockowego świata lat 80. ZZ Top postanowili wrócić do brzmienia bardziej, pierwotnego, szczerego i przesyconego prawdziwą południową duszą – czyli właśnie do brzmienia znanego nam z „Tres Hombres”. Kultowy klasyk i wstyd tej płyty nie znać. Basta.
Kuba Kozłowski, Ocena: 5
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu
(Łącznie odwiedzin: 955, odwiedzin dzisiaj: 1)