Podchodząc do odsłuchu „Rio Grande Mud” długo zastanawiałem się, czy w przypadku drugiego albumu ZZ Top należy mówić o płycie bardziej ambitnej, mniej oczywistej i bardziej wyrafinowanej od debiutu czy jednak o albumie mniej udanym. Powiem szczerze, że zapamiętałem ją jako jedną ze słabszych w dyskografii zespołu. Pierwsze moje skojarzenie, chociaż „Rio Grande Mud” dawno nie słuchałem, to album pozbawiony ciekawych kompozycji i odrobinę wymęczony. Byłem ciekawy, czy powrót po latach do płyty coś zmieni. Niestety, zmienił niewiele.
Nadal uważam, że „Rio Grande Mud” jest płytą po prostu słabszą od, w wielu aspektach, porywającego „ZZ Top’s First Album”. Na drugiej płycie zabrakło chwytliwych riffów i ciekawych melodii. Nadal mamy tu godny uwagi, szczery blues, ale zarejestrowany bez polotu. Słucham tej płyty od kilku dni i ciągle mam wrażenie, że nagrana została odrobinę na siłę. Wydaje mi się, ale nie wiem czy mam rację, że w kompozycje zawarte na longplayu włożono mniej pracy. Być może ZZ Top mieli również mniej czasu na porządne ich ogranie, wprowadzanie poprawek i zmian. Z tego powodu wyszedł album, który słucha się niezwykle przyjemnie od początku do końca (ale to w zasadzie cecha wspólna niemal wszystkich płyt formacji) ale na koniec nic nie zostaje w głowie. Nawet najbardziej udane utwory, jak riffujący, rockowy „Just Get Paid”, „Bar-B-Q” czy „Chevrolet” szybko ulatniają się z pamięci – może w najmniejszym stopniu dotyczy to „Chevrolet” dzięki chwytliwemu refrenowi. Wyjątek stanowi jedynie przepiękna ballada „Sure Got Cold After The Rain Fell”. Tutaj ZZ Top ponownie pokazali, że wiedzą jak uderzyć w emocjonalne tony i zrobili to po mistrzowsku. Do tego kawałka chce się wracać i parę razy złapałem się na tym, że po prostu przełączałem na niego ignorując pozostałe.
Niestety jeden utwór to za mało, aby całą płytę uznać za udaną. Zawodzi „Francine”, zawodzi „Whiskey’n Mama”. Doszukiwałbym się tu również pewnej zależności: tam, gdzie wkład Billy’ego Gibbonsa w kompozycję był dominujący tam najwięcej przebojowości i klasy. Z kolei tam gdzie do komponowania dołączał manager Billy Ham tam robiło się… odrobinę nudno. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że „Rio Grande Mud” jest płytą nieudaną. Obiektywnie patrząc jest to bardzo, bardzo przyzwoita płyta blues rockowa ale na tle pozostałych dokonań ZZ Topów pozostawia pewien niedosyt. Rynek również zrewidował potencjał albumu. Nie przyniósł on zespołowi sukcesu a miejsce 104 na liście Billboard 200 oraz pozycja numer 69 singla „Francine” nie można uznać za spełnienie marzeń formacji. Notowania te jasno pokazują, że czegoś na płycie zabrakło. Podsumowując „Rio Grande Mud” nie jest bynajmniej albumem złym ale nie zamierzam do niego zbyt często wracać.
RECENZJĘ „ZZ TOP’S FIRST ALBUM” PRZECZYTASZ TU
Kuba Kozłowski, Ocena: 3
U nas obowiązuje skala szkolna:
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu
(Łącznie odwiedzin: 342, odwiedzin dzisiaj: 1)