Cieszą mnie wznowienia płyt Elf, które nie tak dawno temu ukazały się na rynku. Nie tyle ze względu na ich zawartość muzyczną, co na fakt, że ta niepozbawiona talentu i możliwości, ale w zasadzie skazana na zapomnienie grupa stała się zalążkiem czegoś wielkiego – zespołu Rainbow rządzącego twardą ręką przez Ritchiego Blackmore’a. Na genialnej, debiutanckiej płycie „Ritchie Blackmore’s Rainbow” muzycy Elf potwierdzili zresztą, że wiedzą jak posługiwać się instrumentami. 
To samo można powiedzieć o ich działalności we wcześniejszym zespole. Niestety nie mogę równocześnie przyznać, że wiedzą, jak tworzyć dobre kompozycje. Poza bardzo udanym hard rockowym debiutem z 1972 roku (o którym już pisałem) w zasadzie nie nagrali albumu, który w jakikolwiek sposób mógłby zapisać się w pamięci. Na tle dorobku epoki, z tak fantastycznymi wykonawcami jak Lucifer’s Friend, Frijid Pink, Steamhammer czy, chociażby, Fresh Bluebery Pancake (a celowo wymieniam mniej popularnych wykonawców)  wypadają blado. W dużej mierze wynika to z faktu, że bardzo szybko wpadli w obręb zainteresowań Deep Purple. Przy skomplikowanej sytuacji wewnętrznej z jaką Purple regularnie się borykali, członkowie Elf zaczęli dostrzegać swoją szansę na realizację poza zespołem macierzystym. Odbiło się to wyraźnie na przygotowywanych utworach.
Gdyby nie mocny jak dzwon wokal Ronniego Jamesa Dio Elf nie miałby w zasadzie wiele do zaoferowania na dwóch kolejnych, nagranych rok po roku, albumach. Bardzo dobrze słychać to na płycie „Carolina County Ball”, drugiej w dyskografii zespołu. Ot, mamy tu poprawny i nieekscytujący blues rock nagrany jakby z podręcznikiem w ręku. Wszystko jest tu takie wyważone, ugrzecznione i niesatysfakcjonujące. Poczynając od nijakiego (choć uznanego z nieznanych względów na godny reprezentowania całej płyty) utworu tytułowego na ostatnim „Blanche” kończąc. W booklecie do reedycji muzycy przyznają, że drugi album stał się okazją do eksperymentowania, co nie wyszło płycie na dobre.
Rozumiem niezadowolenie z efektu finalnego, tylko tego „eksperymentowania” jakoś nie mogę dostrzec. Płyta ze wszech miar przeciętna, co tym bardziej zaskakuje, gdy przypomnimy sobie rewelacyjny debiut. Nie mogę pozbyć się uczucia, że muzycy po prostu dali sobie zbyt mało czasu na prace koncepcyjne, odpowiednią selekcję i dopracowanie pomysłów. Nadal uważam, że Elf, jako zespół, miał potencjał ale „Carolina County Ball” przygotowana została na kolanie.
Kuba Kozłowski, Ocena: 3
U nas obowiązuje skala szkolna:
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu

(Łącznie odwiedzin: 123, odwiedzin dzisiaj: 1)