Debiut Narrenwind to płyta, która gdzieś mi umknęła w natłoku innych materiałów; którą od czasu jej premiery chciałem zrecenzować, ale do tej pory jakoś się nie złożyło. Chcę to teraz nadrobić, tym bardziej, że czas jest sprzyjający. W końcu za dwa miesiące kolejna, trzecia już płyta projektu Evila i Klimohra. Zatem koniec tych wstępów i tłumaczeń, do rzeczy.
Co trzeba zaznaczyć na początku to fakt, że Narrenwind to twór, który ma w głębokim poważaniu schematy i trendy, i tendencje w graniu, zwłaszcza w obrębie Black Metalu. Idzie swoją własną ścieżką. Nie zważa specjalnie na to, czy spodoba się setce, czy kilku tysiącom osób. Oczywiście jest tu spora inspiracja późniejszym Bathory. Czasem można rozpoznać pewne zagrywki, jak na przykład w otwierającym płytę „Wydłużam Cień Boga Ciemności” czy „Przemocą Wepchnięci w Istnienie”, no i tę jedyną w swoim rodzaju epickość i klimat. Podbija to zwłaszcza tendencja Narrenwind do średnich i wolnych temp. Mimo tego zespół jest na wskroś oryginalny, przynajmniej w moim odczuciu. Budowa kompozycji, brzmienie, aura zadumy, refleksji wokół tej muzyki… Nawet te okazyjne klawisze, ambientowe naleciałości w stylu Burzum słyszalne w „Wietrze Głupców” dorzucone w taką estetykę to stosunkowo ciekawy zabieg i bardzo udany.
Mam wrażenie, że nie można Narrenwind pomylić z żadnym innym zespołem. Wykorzystują elementy z dawnych czasów, łącząc je ze swoją własną osobistą wizją. Do tego dochodzą wokale Klimohra, które też są stosunkowo rozpoznawalne. „Mojej Bolesnej Śnię Dobrą Śmierć” to płyta, która płynie, żyje swoim własnym życiem i snuje niespiesznie swoją opowieść. Jest jak dobra książka. Na początku wciągający, ekscytujący prolog, potem budowanie klimatu, wciąganie słuchacza, wsiąkanie w jej świat, a na koniec nostalgiczny epilog w postaci melancholijnego „Nic”. No i teksty utworów. Jak zwykle nie są dla mnie tą najważniejszą częścią twórczości, tak tutaj pracują na równi z muzyką i są bardzo istotnym elementem całości, dokładając się do atmosfery albumu. Kawał naprawdę fenomenalnej sztuki, która nie może przejść bez echa i docenienia. Takie płyty tworzą historię sceny, trzeba ich słuchać, znać i pamiętać o nich, kropka!
Przemysław Bukowski