Sława Paula Kossoffa rozbłysła niczym supernowa pod koniec lat sześćdziesiątych dzięki rosnącej popularności zespołu Free. Niestety, podobnie jak w przypadku wybuchu gwiazdy – jego rozbłysk szybko przygasł aby następnie niemal zupełnie zaniknąć. I chociaż Rolling Stone sklasyfikowało Kossoffa na 51 miejscu najgenialniejszych gitarzystów w historii muzyki, to gitarzysta ten nie stał się nigdy rozpoznawanym elementem muzycznej popkultury XX wieku. Za ten stan rzeczy winić należy jedną z jego wyróżniających cech: poza znakomitymi umiejętnościami muzycznymi posiadał również nieprzezwyciężoną skłonność do samodestrukcji. Cała niemal muzyczna kariera Kossoffa kształtowana była w cieniu walki z nałogiem, który sprawiał, że jego niezaprzeczalny talent, przynajmniej częściowo, został zmarnowany.
Trzy osoby bez wątpienia odcisnęły piętno na artystycznej drodze Paula Kossoffa. Pierwszą z nich był jego bliski przyjaciel Paul Rodgers, wokalista i lider zespołu Free, dodający głębi tworzonym przez gitarzystę bluesowym harmoniom. Drugą stanowił Eric Clapton, który w momencie gdy narkotykowe uzależnienie i depresja Paula postępowały, zdołał kilkoma słowami uznania przywrócić nadzieję młodemu, ale zmęczonemu już życiem gitarzyście. Należy wymienić również Jimiego Hendrixa  – to on zainspirował Kossoffa do rozwijania unikatowego talentu w czasie gdy kariera muzyczna była dla niego wyłącznie nieśmiałym marzeniem. Wszystkie te osoby odegrały ważne role w życiu „Kossa”. Niestety, to właśnie Jimiego Hendrixa  Paul przypominał najbardziej – nie tylko ze względu na fenomenalne zdolności instrumentalne. Koss, zupełnie tak jak jego idol, przegrał walkę z własnymi demonami, dając się pochłonąć postępującemu uzależnieniu od twardych narkotyków.
Przyjmowane w olbrzymich ilościach chemikalia doprowadziły Kossoffa do śmierci dwukrotnie: W roku 1975, jego serce  stanęło po raz pierwszy, gdy w trakcie przechodzonego właśnie odwyku zakrzep z  nogi przewędrował do komory serca. Przez ponad trzydzieści minut gitarzysta był martwy. Tym razem udało się oszukać los, ale ten nie kazał długo na siebie czekać. Dnia 19 marca 1976 roku, w trakcie lotu z Nowego Jorku do Los Angeles, Paul umarł po raz drugi. Jak stwierdził koroner, na skutek obrzęku płuc i mózgu, nie było jednak wątpliwości, że to narkotyki zniszczyły jego zdrowie. Odszedł w wieku zaledwie 25 lat, pozostawiając po sobie legendę jednego z najwybitniejszych, chociaż niespełnionych, gitarzystów w historii blues-rocka.
Paul Kossoff słynął ze swojego siłowego vibrato oraz doskonałego bluesowego feelingu. Zachwycał grą pozbawioną niepotrzebnych upiększeń i technicznej komplikacji ale płynącą prosto z serca, wyrażającą szczere, bluesowe emocje. Posiadał rzadką wśród gitarzystów zdolność sprawiającą, że najbardziej skomplikowane progresje akordów wydawały się czymś niewymagającym żadnego wysiłku. Był przy tym człowiekiem pozbawionym gwiazdorskich zapędów, osobą która zapisała się głęboko w pamięci nie tylko miłośników muzyki, ale każdego z kim współpracował. Jednak pomimo pogodnego usposobienia, jego kariera muzyczna naznaczona była brakiem artystycznego spełnienia. Kossoff nigdy bowiem nie przestał żyć złudzeniami, zawsze dążąc do tego, co akurat wymykało mu się z rąk. Gdy po opublikowaniu w roku 1970 fenomenalnego albumu „Fire And Water”, kariera Free sięgnęła niespodziewanie szczytu, Kossoff brał narkotyki aby uciec od popularności i podołać wyniszczającym psychicznie długim trasom koncertowym. Później, już po tym, jak swoim uzależnieniem doprowadził do rozpadu zespołu, wielokrotnie dawał wyraz tęsknocie za wspólnymi występami. Z kolei gdy na muzycznym firmamencie jasno zaświeciła gwiazda Bad Company, Paul nie był w stanie pogodzić się z faktem, że zabrakło go w nowym przedsięwzięciu Simona Kirke i Paula Rodgersa. Wszystko to stanowiło pożywkę (bądź wymówkę) dla nałogów, dających iluzoryczną nadzieję na uniknięcie zderzenia z rzeczywistością. Prawda była bowiem taka, że Paul Kossoff marnował swój talent, tępił umiejętności, dzięki którym jeszcze parę lat wcześniej porywał tłumy. Tracił przyjaciół i zwolenników, stawał się osobą z którą współpraca zawodowa nie była możliwa. Ponadto – choć to zdawało się dla muzyka najmniejszym problemem – wyniszczał swój organizm do tego stopnia, że wielokrotnie funkcjonował w stanie, w którym jego ciało zdawało się działać bez ingerencji umysłu.
Początek problemów datować należy jednak na dużo wcześniejsze czasy. Jeszcze zanim Jimi Hendrix pojawił się w sklepie z instrumentami muzycznymi w którym pracował Koss – dając w nim popis gitarowej wirtuozerii, co przypieczętowało decyzję nastolatka o zastaniu gitarzystą – Paula wyrzucono z elitarnej prywatnej szkoły za regularne zażywanie niedozwolonych specyfików. Wychowany w bogatej rodzinie, wśród artystycznej bohemy związanej z przemysłem filmowym, Paul odznaczał się otwartym umysłem i słabą wolą. Cechami, które idąc w parze utrudniają ustalenie jasnych zasad postępowania – zamazują granice tego, co dozwolone, nie pozwalają dostrzec konsekwencji podejmowanych czynów. W kolejnych latach naznaczonych sukcesem komercyjnym i pogłębiającym się nałogiem do wymienionych cech doszło jeszcze zachwiane poczucie własnej wartości. W czasie największych sukcesów Free, Koss -chociaż przyznawał się do uzależnienia -nie robił nic, aby rozpocząć z nim walkę. Liczył na wyrozumiałość i wsparcie pozostałych muzyków, samemu częstokroć sabotując (chociaż nie celowo) występy zespołu. Jak wspomina Steven Rosen we wstępie do swojego wywiadu z gitarzystą: „ Był rok 1972, Free koncertowało po raz drugi w USA, a ja miałem możliwość zobaczenia Kossa w Hollywood Palladium. Podczas próby dźwięku Kossoff rozbijał się po scenie jak boja po wzburzonym oceanie. Obserwował zespół przygotowujący się do występu będąc niemal na granicy zemdlenia (…) Po godzinie opóźnienia Free wyszli na scenę aby odbyć koncert. W każdym razie na scenie pojawiło się 3/4 składu. Jasnym było, że ostatnia godzina upłynęła muzykom na próbach ocucenia Kossoffa spod wpływu tego, co akurat postanowił zażyć. Paul Rodgers zmuszony został do poinformowania publiczności, że Koss źle się czuje – wszyscy wiedzieli jednak, o co chodzi. W stronę zespołu poleciały plastikowe kubki i przekleństwa, ale Rodgers wziął gitarę i wraz z pozostałymi muzykami, robiąc uniki przed nadlatującymi przedmiotami, odegrali swój set”.  Odczucia  dziennikarza odnośnie do stanu Kossoffa potwierdza również Bernie Mardsen, grający w połowie lat 70. w zespole Wild Turkey Glenna Cornicka oraz Baby Ruth: „Wszyscy mawiali, że Koss jedynie przemyka się przez życie, bo cały czas był psychicznie nieobecny. Nie zmienia to jednak faktu, że jego gra na gitarze była fenomenalna”.
 Zawalenie występu opisane przez Rosena nie było pierwszym takim wypadkiem w karierze Kossoffa, za to jednym z ostatnich w historii Free. Wspomniana trasa promowała płytę „Free at Last”, nagraną po reaktywacji zespołu. Wcześniejszy rozpad  Free spowodowany był, jak najczęściej się przyjmuje, artystycznymi różnicami między basistą – Andym Fraserem a Rodgersem. Problemy intensyfikowało jednak uzależnienie gitarzysty, który właściwie nie angażował się w prace zespołu. Na ten fakt zwracał uwagę zresztą sam Fraser (dla Ulimate Classic Rock): „Stan Kossa powodował, że niezależnie od moich starć z Rodgersem, zespół Free właściwie się rozpadł. Jako <<przedstawiciel prasowy>> grupy miałem zawiadomić media, które szybko uznały, że to ja podjąłem decyzje o odejściu”.  Rozwiązanie Free pogłębiło jeszcze problemy Kossoffa, których nie zastopowała współpraca z Simonem Kirke, Tetsu Yamauchi oraz Johnem „Rabbitem” Bundrickiem (album „Kossoff, Kirke, Tetsu and Rabbit z roku 1972), zawiązana w dużej mierze po to, aby wyrwać gitarzystę z marazmu. Nagranie płyty na której jego artystyczny wkład można uznać za – co najwyżej –umiarkowany (Paul napisał jeden oraz współtworzył kolejne dwa utwory na albumie), nie mogło zreformować  trybu życia muzyka, który wymagał natychmiastowej zmiany. Album, pomimo bardzo przyzwoitej blues-rockowej zawartości (między innymi pierwotna wersja utworu „Anna”, który następnie znalazł się również na „Straight Shooter” – drugim albumie Bad Company z roku 1975) przepadł na rynku, a Koss nadal nie był w stanie zrezygnować z przyjmowanej w dużych ilościach heroiny i Mandraxu. Gitarzysta starał się zresztą racjonować swoje zachowanie, zrzucając je na karb smutku po zmarłym niecałe dwa lata wcześniej Hendrixie.  
 Przygotowanie albumu „Free At Last” stanowiło w dużej mierze kolejną próbę Rodgersa, Kirke i Frasera wyrwania Kossa ze szponów nałogu. Nieprzewidywalność i destruktywne usposobienie Kossoffa było jednak trudne do wytrzymania, w efekcie czego Fraser definitywnie opuścił zespół. Podczas nagrywania następnej płyty   „Heartbreaker” – pozostali członkowie Free postanowili zmarginalizować rolę Paula, który, niezależnie od dobrych chęci, nie nadawał się do pracy w studio a tym bardziej koncertowania. Aby dokończyć trasę promocyjną albumu sprowadzono na jego miejsce Wendella Richardsona z zespołu Osibisa. Wszystko to ani nie podniosło z kolan Kossoffa ani nie zapobiegło kolejnemu, tym razem już ostatecznemu, rozpadowi Free.
Jak wspomina Mike Green, tour manager Back Street Crawler – zespołu założonego przez Paula w drugiej połowie lat 70: „Problemy Kossoffa z narkotykami są legendarne. Jego nieposkromiony apetyt na chemikalia sprawiał, że dzisiejsi celebryci wyglądają przy nim jak Matka Teresa.  Paul nie był zdolny do występów na żywo, przewracał się na cenie, trzeba było mu pokazywać chwyty do utworu <<All Right Now>>”.  Towarzyszący muzykowi podczas niejednej  trasy koncertowej Green wyjaśnia również mechanizmy, które uniemożliwiały Paulowi odcięcie się od wyniszczającego nałogu: „Największy problem z Paulem był taki, że nie potrafił odmawiać, a zawsze znajdą się ludzie gotowi z tego skorzystać. Byłem przy nim, aby trzymać z dala takie niepożądane osoby. Gdy jednak Paul zdał sobie z tego sprawę, zaczął traktować mnie jak wroga. Nie zmarnował żadnej okazji aby mnie poniżyć czy mi dogadać. Co ciekawe, Kossoff nie był uzależniony od niczego konkretnego. Brał wszystko, co tylko wpadło mu w ręce”.
Pomimo poważnych problemów psychiczno- zdrowotnych, Paul Kossoff zdołał jednak w roku 1973 nagrać genialny album solowy „Back Street Crawler”, który – choć niedoceniany –  ukazuje, jakie pokłady artystycznych możliwości drzemały w gitarzyście. Niestety, przypomina on również, jak wiele z jego talentu zatraciło się w oparach narkotycznych odlotów.
Znaczące jest to, że materiał zawarty na albumie nie powstawał w trakcie zwartej sesji ani nawet z myślą o opublikowaniu go na autorskiej płycie. Usystematyzowana praca nad konkretnym projektem wykraczała poza percepcyjne zdolności niemal doszczętnie wyniszczonego już Kossoffa. Zamiast tego na albumie znalazły się obszerne fragmenty wspólnych jammów Paula z różnymi muzykami, w których brał udział na przestrzeni kilku wcześniejszych lat. Być może to właśnie ten chaotyczny, odrobinę maniakalny i nieprzewidywalny charakter płyty sprawia, że nawet po upływie ponad czterech dekad,  nie straciła ona nic ze swojego charakteru. „Back Street Crawler”  stanowi najlepszą chyba wizytówkę zdolności muzycznych Paula, kształtującego z wyczuciem nastrój poszczególnych improwizowanych fragmentów wzbogacanych o gęste riffy. Taki jest otwierający album „Tuesday Morning” (niemal 18 minut) czy „Time Away” biorący swój początek we wspólnych jam sessions z Johnem Martynem przeprowadzonych w  1971 roku.  Ten przepełniony melancholią, atmosferyczny utwór trafił na oryginalny album w szczątkowej, jedynie kilkuminutowej wersji wyciętej z improwizacji trwającej 38 minut i 19 sekund. „Tuesday Morning” oraz „Time Away”, uzupełnione przez tytułowy „Back Street Crawler” stanowią na pewno przejaw ” samopobłażania” typowego dla wybitnych gitarzystów. Nie przysłania to jednak głębokiego emocjonalnego pierwiastka obecnego w muzyce, a z którego Kossoff zawsze słynął.  Warto również przyjrzeć się najbardziej „piosenkowemu” utworowi zawartemu na albumie: „Molten Gold”  – odrzut z wcześniejszej sesji zespołu Free (wówczas pod nazwą „Burnin’”). Chociaż nie zwrócił on uwagi muzyków w trakcie przygotowywania płyty „Free at Last” Paul nadał mu na swoim solowym albumie niezwykły, przeszywający nastrój tęsknoty. Duża tu zasługa wspierającego wokalu Jessa Rodena, który doskonale uzupełnia śpiew Paula Rodgersa nadając utworowi trudną do zdefiniowania podniosłość. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że na „Molten Gold” – dzięki współudziału wszystkich muzyków związanych z Free – na chwilę wskrzeszono ducha legendarnego zespołu.
Poza „I’m Ready” (kolejny wokalny popis Jessa Rodena) oraz „Molten Gold” nie znalazły się na płycie typowe, pod względem konstrukcji, utwory. Zabrakło też udanych linii melodycznych, o czym Paul Kossoff otwarcie mówił w wywiadach: „Nie było na płycie piosenek, nie było tekstów, wszystko poskładaliśmy raczej przypadkowo” (Rock Around The World).  Zresztą nie mogło być inaczej, gdyż sam pomysł wydania płyty solowej stanowił raczej pokłosie faktu, że Kossoff nie zdołał zgromadzić muzyków chętnych do rozpoczęcia z nim stałej współpracy w nowym zespole. Sławę Kossoffa  „genialnego gitarzysty” przysłoniła już wówczas  jego opinia „niereformowalnego ćpuna”. Z tego też względu, w roku 1973 na rynek trafił zapis odrobinę chaotycznych muzycznych pasaży biorących swój początek w latach, w których nałóg Paula zdawał się jeszcze częściowo przynajmniej kontrolowany. W roku premiery albumu Koss zdołał wraz z producentem Jean Rousell jedynie przygotować  i nagrać utwór, który ostatecznie dał tytuł całej płycie.  

 

Solowy projekt nie spotkał się z zainteresowaniem słuchaczy, a dziennikarze skupiali uwagę niekoherentnym i przypadkowym charakterze albumu. Świat spodziewał się kolejnego dzieła na miarę najlepszych dokonań Free  a otrzymał muzyczny zapis zbolałego umysłu gitarzysty, który coraz bardziej oddalał się od świata. Płyta nie była promowana,  a jej pojawieniu się na rynku nie towarzyszyły koncerty. Co prawda w trakcie wywiadów przeprowadzonych w tym okresie Paul zdawał się być dobrym stanie psychicznym, to o jego fizycznym wyniszczeniu świadczą chociażby umieszczone na okładce i tyle albumu zdjęcia wychudzonego, pozbawionego jakiegokolwiek grama tłuszczu muzyka. Jego choroba pogłębiała się a powrót do bezpiecznych czasów Free ostatecznie pogrzebany wraz z sukcesem fenomenalnego debiutu zespołu Bad Company. W roku 1974 pogorszyła się również sytuacja finansowa muzyka, który przeznaczał coraz większe sumy na zaspokojenie głodu narkotykowego. Gdy pieniędzy zabrakło, na aukcjach w Anglii zaczęły pojawiać się gitary Kossoffa (jedną z nich- Les Paul Sunburst – wykupił zresztą jego management dzięki czemu wróciła do Kossa).  W tym czasie udało się jednak Kossoffowi zrealizować to, na co liczył od dawna – założyć własny zespół dający nadzieję na powtórzenie sukcesów z dawnych lat.
Powstał, nazwany tak samo jak płyta solowa, zespół Back Street Crawler, którego płyta „The Band Plays On” prezentowała wyborną, dojrzałą stylistykę z pogranicza hard rocka i bluesa. Niestety, brzmieniowo postanowiono nawiązać do o rok wcześniej wydanego debiutu Bad Company. Z powodu niewielkich promocyjnych wysiłków jakie poniosła macierzysta wytwórnia zespołu album został doceniony głównie przez recenzentów,  chwalących muzyków za takie kompozycje, jak „New York, New York” czy „Jason Blue”. Nie trafił jednak do większej grupy odbiorców, właściwie przepadając na rynku. Każdy zwolennik Kossoffa odnajdzie jednak na płycie typowe dla gitarzysty brzmienie i klimat muzyki, feeling i uczucie, które stało się wyróżniającym elementem techniki Kossa. Oczywiście, wkład gitarzysty w prace koncepcyjne zespołu nadal pozostawał bardzo ograniczony. Nieprzewidywalność oraz nałogi powodowały, że pomimo sławy jaką się cieszył, Kossoff pozostawał w cieniu Mike’a Montgomerego (klawiszowiec zespołu) który zdominował kompozycyjnie debiutancki album. Pomimo ciekawego efektu prac zespołu zabrakło na „The Band Plays On” utworu mogącego zawojować radio. O ile bowiem album broni się bardzo dobrze jako zamknięte dzieło, które odsłuchiwane od początku do końca odsłania wielką ilość muzycznych smaczków,  to płyta  nie miało komercyjnego potencjału, zbyt dosłownie nawiązując do brzmienia i kierunku jaki rok wcześniej obrali Bad Company.
Po premierze płyty seria wywiadów z Kossoffem, które ukazały się w mediach odsłaniały obraz człowieka przepełnionego nadzieją na poprawę losu, snującego liczne muzyczne plany na przyszłość. Paul wypowiadał się z wielkim uznaniem tak o byłych kolegach z Free jak i muzykach z którymi przyszło mu nagrywać jako Back Street Crawler. Niestety, premiery kolejnego, przygotowywanego wówczas albumu zespołu już nie doczekał. Jego wycieńczony organizm odmówił w końcu posłuszeństwa a Paul Kossoff zmarł przed ukończeniem 26 lat życia.
Tekst pierwotnie ukazał się w Lizard Magazyn

(Łącznie odwiedzin: 948, odwiedzin dzisiaj: 1)