Po niesamowicie udanym „Altars of Madness” Morbid Angel wypuścili godnego następcę, albowiem „Blessed Are the Sick” to płyta postępująca kolejny krok naprzód pod prawie każdym względem.

Chaos i szybkość „Altars of Madness” przesunięto nieznacznie na bok aby zrobić miejsce kompozycjom bardziej zawiłym, nieco wolniejszym, o walcowatym, potężnym, wręcz epickim brzmieniu oraz technicznym charakterze. Widać to, że zespół się nie certoli i odważnie próbuje nowych rozwiązań, pomysłów pokazując przy tym niebagatelne umiejętności. Wokal Vincenta także ewoluował, wszedł na kolejny pułap będąc tu growlem bardziej mocarnym i niższym, niż na poprzednim materiale.

Brzmienie płyty jest natomiast bardziej przejrzyste, mocne, pozostawiające sporo przestrzeni dla sekcji rytmicznej. Warto wspomnieć, że tym razem praktycznie cały materiał jest dziełem Azagthota. W połowie z nich miał swój udział David Vincent, natomiast Brunelle napisał tylko instrumentalny „Desolate Ways”. Właśnie, sporo na tym albumie instrumentalnych miniatur, mamy tu cztery takie utwory wliczając intro. Niczego specjalnie swoją obecnością nie wnoszą, niemniej jednak intrygują i są kolejnym elementem, który zespół zapewne chciał tu wypróbować.

Morbid Angel poprzez „Blessed Are the Sick” wprowadził ekstremalne granie, zwłaszcza to w ramach death metalu, na kolejny pułap. To jest coś nowego niż do tamtej pory proponowały inne death metalowe załogi. Zmiany tempa, zawiłe zagrywki i sola otrzymały tu pewną nutę agresji i ciężaru tworząc w utworach jednolitą, potężną, death metalową machinę, zamiast kreować na pierwszy rzut oka (a raczej ucha) oddzielnie bytujące części kompozycji. Co ważne, ów techniczny sznyt tego albumu, mimo swojej brutalności, nabrał także nieco epickiego charakteru, czuć w tym pewien patos. Jednym słowem powstała płyta bardzo różniąca się od „Ołtarzy Szaleństwa”, ale równie dobra, śmiem nawet twierdzić, że lepsza, pokazująca na co stać załogę Morbid Angel, która nie zamierzała stać w miejscu, a zdecydowanie przeć przed siebie, tworząc nową jakość w swoim graniu. Osobiście uwielbiam ten album- death metalowa sztuka najwyższej próby i moje ulubione obok „Covenant” dzieło tej grupy. Dojrzały album dojrzałego zespołu i klasyk w swej dziedzinie!

Przemysław Bukowski

Welcome To The Morbid Blog

(Łącznie odwiedzin: 610, odwiedzin dzisiaj: 1)