W latach 90. wiele zapomnianych zespołów doczekało się czegoś na kształt drugiej szansy, stymulowanej nowo odkrytym zainteresowaniem szeroko pojętą sceną lat 70. Jednym z takich zespołów był T2 powstały z połączenia sił przez kilku muzyków, udzielających się wcześniej w zespołach Gun (Peter Dunton), Buldog Breed (Keith Cross i Bernard Jinks) i Please (Dunton i Jinks). Pojawiające się w poprzedniej dekadzie wznowienia, wydawane przez różne firmy nie oznaczają jednak, że odrodzenie zainteresowania klasycznym hard rockiem i progresywem było pierwszym momentem, w którym publiczność odkryła twórczość T2.
Było zupełnie inaczej. T2 mogli cieszyć się chwilą sławy już w początkach lat 70. kiedy to szybko zdołali ugruntować pozycję doskonałego zespołu koncertowego. Opinię tą potwierdzili nie tylko w trakcie swoich występów w Marquee ale również w ramach legendarnego festiwalu Isle of Wight z roku 1970. W zasadzie, to T2 stanowi nawet do pewnego stopnia zaprzeczenie losu większości formacji, o których aktualnie dowiadujemy się co najwyżej z głęboko zakopanych w Internecie fanowskich stron zapaleńców.
T2 nie wydali swojej płyty własnym sumptem, jej nakład nie wynosił kilku dziesiątek winyli rozdawanych przypadkowym osobom i rodzinie. T2 nie mieli również problemów ze znalezieniem wytwórni czy zaangażowanego managera. Więcej nawet – to właśnie opiekun zespołu, John Morphew, znający muzyków z Buldog Breed, wcześniejszej formacji przez niego zarządzanej, doprowadził do powołania do życia T2. Jemu też należy przypisać zasługę wynegocjowania dla formacji doskonałego kontraktu z Decca Records, którego główny zapis – co było absolutnym ewenementem w tamtych czasach – zakładał przekazanie formacji 10 000 funtów jako zaliczki w poczet tantiem. Gdyby przeliczyć tą sumę z uwzględnieniem inflacji na kurs z roku 2018, otrzymalibyśmy powalające 150 000 funtów dla zespołu, który w zasadzie nic jeszcze nie osiągnął i nie przyniósł wytwórni na razie żadnych pieniędzy. T2 cieszyli się jednak opinią prawdziwych „wunderkinder” brytyjskiego rocka, a informacje o muzykach, szczególnie młodziutkim Crossie, z zadziwiającą regularnością trafiały do branżowych czasopism.

Bez wątpienia więc T2 mieli wręcz idealne warunki do pracy. Nie mogli narzekać ani na brak funduszy ani dobrego managementu czy kompetentnych muzyków. Młody, wówczas zaledwie 18-letni gitarzysta Keith Cross należał do wielkich nadziei brytyjskiej gitary, stawiany obok takich tuzów jak Jimmy Hendrix, Paul Kossoff czy Eric Clapton. A jednak formacja nie uniknęła tarć wewnętrznych. Coś nie zagrało tak, jak powinno. Nie wszystko układało się na linii manager – zespół a narastające nieporozumienia doprowadziły w końcu do odejścia Morphewa. Również wytwórnia, która początkowo tak hojnie opłaciła zespół w przedziwny sposób straciła zainteresowanie dokonaniami T2 niemal od razu po opublikowaniu „It’ll All Work Out In Boomland” – fantastycznego debiutu formacji. Pomimo początkowej wiary w sukces grupy i olbrzymiej zaliczki wypłaconej, bez wątpienia, z nadzieją na sukces rynkowy, album nie był promowany a winyle chociaż opublikowane w miarę przyzwoitym nakładzie, rzadko kiedy znajdowały drogę na wystawy sklepów muzycznych. Również Keith Cross, którego gitara decydowała o wyjątkowości materiału zawartego na debiucie wkrótce zakończył współpracę z zespołem. T2 nie przetrwali wiele dłużej.

W latach 1992 – 1997 muzycy, chcąc w pełni wykorzystać korzystną koniunkturę rynkową, wznowili swoją działalność, pozostając aktywnym zespołem w latach 1992 – 1997. Zarejestrowali wówczas albumy „Second Bite” (1992), „Waiting for the Band” (1993) oraz „On the Frontline” (1994). W roku 1997 na rynek trafiła ponadto, warta bliższej uwagi, kompilacja utworów demo nagranych przez zespół w okresie po publikacji „It’ll All Work Out In Boomland”.
Pomimo kilku płyt w dorobki legenda zespołu opiera się na jakości ich pierwszego dzieła studyjnego. Kolejne albumy, nagrane już bez Crossa, chociaż nadal warte wysłuchania (chociażby ze względów poglądowych – warto prześledzić, w jaki sposób ewoluowała twórczość T2 oraz jak duży wpływ na jego kierunek artystyczny miał młody gitarzysta) zdecydowanie odstają poziomem, rozmachem, świeżością i czystą elegancją wykonania, gdy przyrównać je od debiutu.
Jaka więc jest pierwsza płyta zespołu? Wyrafinowana. Tak najlepiej, moim zdaniem, można opisać zawartość „It’ll All Work Out In Boomland”. T2 grał z pasją, znawstwem i uczuciem. Nie potrafię w tym przypadku uniknąć banału – zbyt dobrze oddają one meritum prezentowanej muzyki. Gdyby jednak pokusić się o wskazanie bezpośrednich stylistycznych wpływów, którym oddawali się muzycy to moglibyśmy wspomnieć o Hendrixie, Cream czy wpływach wczesnego Free. Byłoby to jednak dość znaczne uproszczenie. W muzyce T2 dominującym elementem, determinującym w zasadzie odbiór utworów pozostają niemal improwizowane partie poszerzające i nadające charakteru często chwytliwym i dosyć zwartym motywom przewodnim. T2 osiągnął niemal doskonałą równowagę między rozbudowanym, wirtuozerskim progresywem zmieszanym z psychodelią a muzyką typowo hard rockową nastawioną na riffy i chwytliwe zagrywki. Nie można również nie wspomnieć o perkusiście Peterze Duntonie, który łącząc przewodzenie sekcji rytmicznej ze śpiewem okazał się niezwykle kompetentnym wokalistą. Duża w tym zasługa świadomości Duntona, gdzie leżą jego ograniczenia i niewykraczanie poza dostępną mu skalę głosu. Ponoć bębnienie wcale nie obniżało poziomu jego śpiewu również w trakcie koncertów na żywo – co nie jest regułą wśród muzyków (do głowy przychodzi mi przykład zespołu Mastodon).
„In Circles” perfekcyjnie otwiera album dając dobry wgląd w dominującą na albumie stylistykę i niezwykłą umiejętność łączenia często szorstkich riffów z odczuwalną, ale trudną do zdefiniowania, łagodnością produkcji. Utwór przesycony porywającymi solówkami, doskonałą grą perkusji (gdzie perkusja rozpoczyna bardziej zaawansowane wycieczki techniczne, tam wokal milczy). Bez wątpienia T2, będące klasycznym przykładem Power Trio, potrafi stworzyć muzykę bardziej ustruktualizowaną niż niejeden pięcioosobowy skład.
Nie miałoby to jednak większego znaczenia, gdyby muzyka T2 nie przetrzymali próby czasu. Przetrzymali jednak. Cztery utwory zawarte na „It’ll All Work Out In Boomland” brzmią do dzisiaj niezwykle, zadziwiająco wręcz, świeżo. Drugi w kolejce „J.L.T” pozwala odetchnąć od sprintu zafundowanego słuchaczom na przywitanie. „J.L.T” to powolnie sącząca się ballada przywodząca na myśl dokonania lounge music, pięknie rozwijaną w kolejnych latach przez np. D.R. Hookera. Prawdziwa perła albumu dopiero jednak na nas czeka – „No More White Horses” powala swoim przytłaczającym, zwiastującym niebezpieczeństwo i brak nadziei klimatem. Enigmatyczny tekst, chociaż trudny do zinterpretowania, mówi o osamotnieniu i braku możliwości ucieczki przed nieuchronnie nadciągającym ale nieokreślonym terrorem. Ponoć, chociaż nie udało mi się tego potwierdzić, utwór nawiązuje do inwazji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku. Dla wielu „wisienką na torcie” albumu pozostaje monumentalny progresywny diament w postaci utworu „Morning” dla mnie jednak, jest on utworem mniej skonkretyzowanym, mniej skupionym na przekazie, który trafić ma do słuchacza od pławiącego się w poruszającym klimacie „No More White Horses”.
Płyta, chociaż zamyka się (nie licząc dodatkowych utworów dołączonych do reedycji) zaledwie w nieco ponad 44 minutach sprawia wrażenie o wiele dłuższej, przede wszystkim ze względu na intensywność zawartej na niej muzyki. W przypadku T2 mamy bez wątpienia odczynienia z albumem genialnym, chociaż niełatwym i lubującym się w ociekających psychodelią pasażach instrumentalnych. Tego poziomu ekspresji zespół nie zdołał już powtórzyć a pierwotny skład T2 szybko przeszedł do historii nie wykorzystując w pełni swojego dalszego potencjału. Na szczęście mamy debiut, do którego każdy szanujący się miłośnik muzyki lat 70. powinien wracać wielokrotnie a gdy uzna już, że zna płytę na pamięć – powinien posłuchać jeszcze raz.
Kuba Kozłowski, Ocena: 5
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu

(Łącznie odwiedzin: 377, odwiedzin dzisiaj: 1)