Eddie Jobson, John Wetton i Terry Bozzio stworzyli w ramach grupy UNITED KINGDOM album, który do dziś wydaje się być najlepszym w ich krótkiej bo zaledwie czteroletniej działalności. 

Płyta „Danger Money” wydana została w 1979 roku. Skład zespołu nieco się zmienił w porównaniu z pierwszą płytą, grupa nagrała go już jako trio. Z wyjściowego składu pozostali Jobson i Wetton, do których dołączył perkusista Terry Bozzio znany m. in. ze współpracy z Frankiem Zappą. Silni i zwarci nagrali znakomita płytę. Niezwykła wyrazistość brzmienia instrumentów klawiszowych za sprawą Eddie Jobsona czy znakomity wokal i gitara Wetton’a to niewątpliwie dwa najmocniejsze elementy tego wydawnictwa. Rock progresywny absolutnie najwyższej jakości. Gdyby przymknąć powieki mamy tam chwilami dostojność King Crimson z melodyjnością Roxy Music. Ale to wszystko brzmi absolutnie nowatorsko, nie ma tam krzty naśladownictwa. Od pierwszego taktu tytułowego „Danger Money” rozpoczynającym się ponad półtora minutowym intro, można mieć pewność, że mamy oto do czynienia z albumem wyśmienitym. Potwierdza to drugi utwór „Rendezvous 6:02”, chyba najbardziej znany i najczęściej wykonywany przez Wetton’a na wszystkich koncertach z jego udziałem. Stronę „A” zamyka „The Only Thing She Needs”, dynamiczny utwór z kolejnym popisem Jobson’a na klawiszach. I tak po dwudziestu jeden minutach kończy się pierwsza strona tego albumu zawierająca raptem trzy kompozycje.

Ale tak się kiedyś grało a i stacje radiowe nie bały się grać utworów pięcio, sześciominutowych a nawet i dłuższych. Na stronie „B” mamy też zaledwie trzy kompozycje. Znów UK zaczyna ostro i dynamicznie z Jobsonem tym razem szalejącym na skrzypcach. Po „Caesar’s Palace Blues” jest „Nothing to Lose”, utwór bardzo melodyjny pasujący w klimacie do tego co kilka lat później również z udziałem Wetton’a grała i śpiewała grupa Asia. A na koniec ponad dwunastominutowy „Carrying No Cross”. I znów mam wrażenie jakbym słuchał King Crimson. Ale to nie zarzut. To raczej rodzaj zauroczenia czymś co jest wyborne w odbiorze. A tego nigdy za wiele. Ale po prawie pięciu minutach pompatycznego i podniosłego nastroju tego utworu następuje zmiana.

Znów na pierwszym planie jest Jobson i jego syntezatory. Znów jest dynamicznie, ma się wrażenie jakby klawisze podgrzewały wręcz atmosferę tej kompozycji aż do wielkiego finału. I wreszcie dwie ostatnie minuty to powrót stylistyki Karmazynowego Króla. Dumnie i dostojnie. „Danger Money” nie jest płytą lekką w odbiorze. Ale kiedy już choć raz jej się wysłucha ma się ochotę na kolejne z nią rendezvous. I to niekoniecznie o 6:02. Gwoli ścisłości trzeba jeszcze dodać, że wszystkie sześć kompozycji na tym albumie jest dziełem tandemu Wetton/Jobson.

Jacek Liersch

 

 

(Łącznie odwiedzin: 226, odwiedzin dzisiaj: 1)