Odrobinę niezręcznie mówić o tak młodym zespole jak Weedpecker, jako o prawdziwej instytucji, ale sformułowanie to pasuje do muzyków jak ulał. Na rynek trafił bowiem raptem trzeci album formacji, a już można powiedzieć, że każda z przygotowanych płyt nie dość, że odrobinę poszerzała stylistyczny kierunek rozwoju zarysowany na albumie poprzednim, co wyraźnie zostawiała w tyle większość, niezwykle utalentowanej, konkurencji.
 A rynek stoner rocka w Polsce, jak to już wielokrotnie powtarzałem, jest niezwykle, zadziwiająco mocny pod względem jakości. Gdybym jednak miał stworzyć coś na kształt „Wielkiej Stonerowej Czwórki” znad Wisły – nie miałbym najmniejszych problemów ze wskazaniem formacji obecnie najbardziej inspirujących i stymulujących rozwój sceny (Dopelord, Belzebong, Spaceslug, Weedpecker). Recenzowana tu formacja bynajmniej nie pełniłaby w takim zestawieniu roli  Anthraxu.
Już pierwsza płyta warszawiaków, ozdobiona przepiękną okładką przygotowaną przez Macieja Kamudę (artystę, który zaprojektował również logo „Muzyki z Bocznej Ulicy”) przez wiele tygodni regularnie wracała do mojego odtwarzacza – a muszę powiedzieć, że konkurencja wśród płyt do odsłuchu była i jest u mnie bardzo zacięta. Zadziorne riffy, odrobinę chropowata produkcja oraz gryzący wokal prezentowane przez Weedpecker, przeplatane wolniejszymi, bardziej wyciszającym gitarowymi wycieczkami niezwykle przypadły mi do gustu. Na „dwójce” poza wciąż charakterystycznie brzmiącymi i – tak, jak Bóg przykazał – przesterowanymi gitarami częściej zaczęły pojawiać się bardziej psychodeliczne w swojej genezie wokale – pięknie wprowadzające słuchacza w kontemplacyjny nastrój. I wydaje mi się, że najnowsza płyta kontynuuje w sposób niemal organiczny naturalną ewolucję stylu zespołu, mocno zarysowaną już właśnie na albumie numer dwa. Weedpecker unika jednak „odcinania kuponów” od swoich poprzednich dokonań – zresztą, mówiąc szczerze, to, za co uwielbiam scenę stoner to właśnie fakt, że odcinanie kuponów jest na niej niemal niezauważalne, a wręcz niemożliwe. Weedpecker sprawnie porusza się po pewnych, powiedzmy, „założeniach koncepcyjnych” stoner rocka, ale równocześnie przekształca je na swoją modłę wzbogacając o coraz wyraźniejszy pierwiastek progresywny.
Zaowocowało to ukształtowaniem rozpoznawalnego stylu, co udało się niewielu zespołom. Cała intrygująca specyfika tego typu muzyki wynika bowiem najczęściej nie z zindywidualizowanych kierunków rozwojowych poszczególnych grup a z podążania za koherentnym wzorcem (czyste, melodyjne wokale bądź ich całkowity brak, nisko przesterowane gitary, progresywna konstrukcja utworów, częste instrumentalne, pscychodeliczne wycieczki). To z kolei oznacza, że na scenie niewiele jest formacji, które można by nazwać słabymi. Niewiele jednak jest również kapel, które zdołały ukształtowały swój własny, jasno określony styl. Weedpecker należy jednak właśnie do grupy wybrańców, do której włączyłbym jeszcze (ale są to moje osobiste preferencje) Hazy Sea,  Hair of the Dog, Kal-El, Stone From the Sky, Witchfinder czy wspomniane już polskie formacje.
Porozmawiajmy jednak o samej muzyce. Trzecia płyta Weedpecker w sposób bardzo wyważony i logiczny buduje odpowiednio odrealniony nastrój kompozycji, nadając im psychodelicznego zacięcia wzmocnionego przez elementy spokojnej melodyki, charakterystycznej dla lounge music reprezentowanej chociażby przez dawno już zapomnianego D.R. Hookera. Na to wszystko dołóżmy wyraźne progresywne zacięcie wsparte przez chóralny, wycofany względem instrumentów, nieśpieszny wokal, gęste riffy przełamujące dominujący nastrój utworu i otrzymamy album nieoczywisty, chociaż być może niezbyt przebojowy. Wydaje mi się, że trudno „wykroić” z niego ewidentne single, ale też z drugiej strony, kto słucha stoner rocka dla singli? Weedpecker od początku swojego istnienia utrzymuje bardzo wysoki poziom swoich longplay’ów a po wysłuchaniu „trójki” mogę zaryzykować stwierdzenie, że nieszybko się to zmieni.

Kuba Kozłowski, Ocena: 5

U nas obowiązuje skala szkolna:
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu

(Łącznie odwiedzin: 169, odwiedzin dzisiaj: 1)