Satysfakcja. Historia The Rolling Stones.

Biali mistrzowie czarnego bluesa.

Barwna, żywa i pełna humoru opowieść od najpopularniejszym zespole w historii. Autor śledzi losy Stonesów od czasów szkolnych, aż po wydarzenia 2018roku (w tym światowe tournée z okazji półwiecza, które w zasadzie trwa do dzisiaj). W książce serwuje „sex, drugs & rock’n’roll”, ale zawsze w odpowiednich proporcjach, bo to muzyka była i jest najważniejsza. Z książki Wyszogrodzkiego można się dowiedzieć wielu interesujących rzeczy. Na przykład. Co oznacza nazwa The Rolling Stones? Kto ma największy pęcherz na świecie? Kim była „naga dziewczyna na narkotycznej orgii”? Jak Stonesi zapamiętali występ w Warszawie w 1967 roku? Co się pali w Maroko? Czy Keith naprawdę spadł z palmy? Jakim cudem Stonesom udało się wystąpić na Kubie za czasów braci Castro? A wreszcie: gdzie zobaczyć Rolling Stonesów na żywo w 2018 roku. Na przykład w Warszawie…

 

Barwna, żywa i pełna humoru opowieść od najpopularniejszym zespole w historii. Autor śledzi losy Stonesów od czasów szkolnych, aż po wydarzenia 2018roku (w tym światowe tournée z okazji półwiecza, które w zasadzie trwa do dzisiaj). W książce serwuje „sex, drugs & rock’n’roll”, ale zawsze w odpowiednich proporcjach, bo to muzyka była i jest najważniejsza. Z książki Wyszogrodzkiego można się dowiedzieć wielu interesujących rzeczy. Na przykład. Co oznacza nazwa The Rolling Stones? Kto ma największy pęcherz na świecie? Kim była „naga dziewczyna na narkotycznej orgii”? Jak Stonesi zapamiętali występ w Warszawie w 1967 roku? Co się pali w Maroko? Czy Keith naprawdę spadł z palmy? Jakim cudem Stonesom udało się wystąpić na Kubie za czasów braci Castro? A wreszcie: gdzie zobaczyć Rolling Stonesów na żywo w 2018 roku. Na przykład w Warszawie…

Fenomen książki Daniela Wyszogrodzkiego polega między innymi na tym, że wychowuje się na niej kolejne pokolenie fanów rocka, a opowieść o największym zespole w historii dorasta razem z nimi. To już szóste wydanie SATYSFAKCJI, jak zawsze aktualizowane i poszerzone o nowy, gorący materiał. Niewiele biografii muzycznych na świecie może się pochwalić podobną popularnością.

SATYSFAKCJA to przede wszystkim opowieść o ludziach. O chłopcach imieniem Mick i Keith, którzy zakochali się w bluesie. O ich kolegach, dziewczynach, uzależnieniach i pasjach. O płytach, jakie nagrywali, o piosenkach, które napisali. A zna je cały świat. O ich konfliktach, bo zespół jest jak rodzina, a w rodzinie nie zawsze jest słodko.

Na początku były „seks, narkotyki i rock’n’roll” – jak zwykle. Potem przyszła epoka wielkich koncertów i wielkich pieniędzy. Dziś mówimy o „zagadce nieśmiertelności”… Historia Rolling Stonesów to nieprzerwany serial trwający już szóstą dekadę. Muzycy nie przestają nas zaskakiwać, a ich najnowszą niespodzianką stał się koncert na Stadionie Narodowym w Warszawie w dniu 7 lipca 2018 roku.

SATYSFAKCJA śledzi losy zespołu z sympatią, ale nie bez krytycyzmu, a dowcipny, sarkastyczny styl Daniela Wyszogrodzkiego sprawia, że jest to porywająca lektura dla fanów zespołu i nie tylko – od londyńskich początków, po finał w Warszawie..

„Największy zespół rockowy świata” (dzisiaj już nikt nie kwestionuje tego określenia), wystąpi 8 lipca na Stadionie Narodowym w Warszawie. Koncert, pierwszy w naszym kraju od jedenastu lat, jest częścią kolejnej odnogi światowego tournée „No Filter”.

„Satysfakcja” to także szczegółowa dyskografia i filmografia zespołu (zbiorowa oraz solowa) i specjalnie dobrane fotografie, dokładnie ilustrujące opisywane wydarzenia. Dodajmy do tego okładki wszystkich płyt Stonesów! Nie ma drugiej takiej książki!

Piotr Stelmach z Programu III Polskiego Radia wyznaje: „Satysfakcja” była pierwszą i jedyną w moim życiu książką, którą czytałem w czasie lekcji. Po kryjomu, pod ławką… Stonesom i Danielowi szczerze gratuluję!

A oto kilka fragmentów wybranych z najnowszej części książki

2015

Pierwszy kwietniowy numer dwutygodnika Rolling Stone przyniósł wywiad z Mickiem Jaggerem, o znamiennym tytule „Nie myślę o emeryturze”. Najbardziej rozbiegany wokalista świata przyznał, że trenuje codziennie, ale na trzy miesiące przed tournée intensyfikuje ćwiczenia. Zwłaszcza, kiedy koncerty odbywają się na stadionach i ma do pokonania znacznie większe odległości. W przededniu planowanej reedycji płyty STICKY FINGERS Mick stwierdza, że warto sięgnąć po więcej numerów z albumu, martwi się jednak, czy wolne piosenki nadają się na stadiony. Przyznaje, że słuchał tej płyty po długiej przerwie i uważa, że jest bardzo dobra. Zarazem jednak Jagger odpowiada reporterowi, że nie ma w planach zaproszenia Micka Taylora, pomimo tego, że jego gitara stałą się znakiem rozpoznawczym STICKY FINGERS.

Reakcje fanów na brak słynnego gościa nie były jednoznaczne. Zrozumiałemu oburzeniu towarzyszyły komentarze, że Stonesi tak naprawdę go nie potrzebują. Taylor grał swoje solo w Midnight Rambler i wychodził na bisy w Satisfaction. To wszystko. A pojawiały się nawet głosy, że to lepiej, że go nie będzie, bo zawsze miał „skwaszoną minę”, jakby robił wielką łaskę, że w ogóle dał się namówić na udział w tournée. W każdym razie podczas występów w ramach „Zip Code” nie przewidywano specjalnych gości. Więcej zdradził w tym temacie Keith Richards w rozmowie z tym samym magazynem. Zapytany wprost o udział Micka Taylora, którego gra jest tak istotnym komponentem sukcesu STICKY FINGERS, gitarzysta kluczył, mówił, że nie wie na pewno, nie wiadomo czy Taylor ma czas, a tak w ogóle to chyba jest chory. Mick Taylor natychmiast odpowiedział przez swojego rzecznika prasowego, że jest zdrowy i że nikt go nie zapraszał. Najwyraźniej Stonesi go nie potrzebowali.

Na początku maja Stonesi zlecieli się do Los Angeles i rozpoczęli próby. Szybko rozeszły się pogłoski, że ćwiczą repertuar ze STICKY FINGERS. Znalazły one pełne potwierdzenie podczas specjalnego koncertu, który odbył się w kameralnej sali Fonda Theatre w Los Angeles w dniu 20 maja 2015 roku (pełny zapis tego wydarzenia miał się ukazać dwa lata później w formacie CD i DVD). Była to typowa rozgrzewka przed trasą, ale Stonesi wykonali przed publicznością cały materiał z legendarnego albumu, chociaż w innej sekwencji niż na płycie. Rozpoczęli od trzech utworów nie związanych tematycznie: Start Me Up, When The Whip Comes Down i All Down The Line. Trzema niezwiązanymi utworami zakończyli: Rock Me Baby, Jumpin’ Jack Flash i Can’t Turn You Loose. Pomiędzy nimi na koncercie znalazło się dziesięć kompozycji z albumu STICKY FINGERS, po raz pierwszy wykonanych w komplecie przed publicznością (dodajmy: publicznością hollywoodzką, na balkonie dla VIP zasiadał m.in. Jack Nicholson). Mick Jagger był fenomenalny w interpretacji Sister Morphine.

Niełatwo w to uwierzyć, ale raczej nie brakowało Micka Taylora. Jego rolę odegrał błyskotliwie Ron Wood, udowadniając po raz kolejny, że nie został Stonesem za fryzurę. To wspaniały muzyk. Wchodził w buty Taylora w takich utworach, jak Can’t You Hear Me Knocking i robił to z pełną swobodą. Grał po swojemu, nie naśladował solówek kolegi sprzed lat, był sobą. Podobnie w You Gotta Move, grając techniką slide. The Rolling Stones to kwartet z zespołem akompaniującym. I koniec.

2016

Wyczekiwany album studyjny The Rolling Stones ukazał się 2 grudnia 2016 roku i nosił tytuł BLUE & LONESOME. Była to płyta wypełniona całkowicie coverami, klasyką bluesa, muzyką, która sprawiła, że ponad pół wieku wcześniej powstał ten zespół. To zresztą nic nowego w fonografii, największe gwiazdy oddawały hołd swoim idolom i inspiracjom. Przykładem choćby John Lennon i jego ROCK’N’ROLL (1975), albo The Band i płyta MOONDOG MATINEE (1973). Podobne przykłady znajdziemy w każdym rodzaju muzyki, najwięcej jest ich w jazzie, gdzie podobne hołdy są powszechne.

Pod względem muzycznym Stonesi nagrali jeden z najlepszych albumów w całym dorobku. Ponad pół wieku wcześniej zaczynali karierę od fascynacji bluesem, ich wczesne nagrania to zapis olśnienia białych brytyjskich chłopców muzyką czarnych amerykańskich mężczyzn. Zawierały one utwory takich klasyków, jak Willie Dixon i Jimmy Reed. Na albumie BLUE & LONESOME również znajdziemy kompozycje tych twórców. Podobno płyta powstała „spontanicznie” (cytat z Micka, to chyba jasne). Nieważne, grunt że jest. Urzeczeni brzmieniem Chicago młodzi Stonesi nagrywali w legendarnych Chess Studios już w połowie lat 60. A teraz przywołali to chropawe, chicagowskie brzmienie urban-bluesa w kolekcji standardów zagranych, jakby czas zatoczył pełną pętlę. Na repertuar albumu złożyła się amerykańska klasyka: Just Your Fool (Buddy Johnson), Commit a Crime (Howlin’ Wolf), Blue and Lonesome (Little Walter), All of Your Love (Magic Sam), I Gotta Go (Little Walter), Everybody Knows About My Good Thing (Miles Grayson, Lermon Horton), Ride ‚Em On Down (Eddie Taylor), Hate to See You Go (Little Walter), Hoo Doo Blues (Otis Hicks, Jerry West), Little Rain (Ewart G.Abner Jr, Jimmy Reed), Just Like I Treat You (Willie Dixon), I Can’t Quit You Baby (Willie Dixon). Niby nic nowego, a jednak moc jest wielka.

Tytułowy utwór Blue and Lonesome przypomina lata, kiedy białe, brytyjskie granie, zaczynało się emancypować – właśnie od podobnych numerów, stanowiących wtedy popisowy materiał takich grup, jak The Bluesbreakers, Fleetwood Mac, Led Zeppelin. Temat Commit a Crime wywołuje porównania do wersji z historycznego albumu THE LONDON HOWLIN’ WOLF SESSIONS (1971), co ciekawe, w obu nagraniach zasiadał przy perkusji Charlie Watts. Jego bębny na nowym albumie to, jak zawsze, podstawa maszyny The Rolling Stones. Gitarzyści mają co robić, ale – zakorzenieni w czarnej tradycji – oszczędzili nam niepotrzebnych popisów. Wymieniają się, „mielą” bluesa, Keith Richards jest w riffowym niebie. Bo klucz to oszczędność i siła. Blues power.

Gościnny udział Erica Claptona w dwóch nagraniach niewiele zmienia. Nie pomaga, Stonesi pomocy nie potrzebują. Nie przeszkadza, bo Clapton to wytrawny bluesman. Pokazuje technikę slide w Everybody Knows About My Good Thing. Wycina typowe, elektryczne sola, w zamykającym album utworze Dixona I Can’t Quit You Baby. Był w studio obok, a znają się nie od dziś. Obok podstawowego kwartetu, w nagraniach udział wzięli także Darryl Jones (gitara basowa), Chuck Leavell (inst. klawiszowe), Matt Clifford (inst. klawiszowe) oraz gościnnie wspaniały Jim Keltner (perkusja).

Sensacją albumu jest jednak Mick Jagger, tym razem niekwestionowany solista, cokolwiek myśli na ten temat jego kolega Keith. Śpiewa „smutne i samotne” nuty z czarnym feelingiem, nagina je, rozciąga, operuje skalą dynamiczną od parlanda do krzyku. I gra wspaniałe partie na harmonijce, uczynił takie postępy, jakby ćwiczył w ostatnich latach codziennie (co obserwujemy na koncertach nowego millenium). Mick – dosłownie – ciągnie za sobą kolegów, zaprasza ich do jazdy na złamanie karku. A że koledzy to najlepszy zespół świata, wychodzą z tego cali i efekt jest nadzwyczajny. Jeśli w ciągu minionego półwiecza otaczało Rolling Stonesów jakieś ostatnie tabu, było nim podważenie „zespołowości zespołu”. Nikt nie odważyłby się powiedzieć „Jagger i jego chłopcy”, a teraz tak to wygląda. Ta płyta to tryumf Micka.

Sceptycy stwierdzili, że taki album mógłby nagrać właściwie każdy profesjonalny zespół. Trudno zgodzić się z tą opinią. Każdy zespół mógłby nagrać podobną płytę, na taki pogląd można dać przyzwolenie. Ale w wykonaniu The Rolling Stones łączy się młodzieńcza fascynacja i pięćdziesiąt lat integracji w studio i w trasie, a tego się nie kupi, nie stworzy i nie wyprodukuje. Blues to szczerość, zaś niespodzianka, jaką Stonesi sprawili swoim fanom, ma wszelkie cechy „głosu serca”. Wbrew pozorom.

2017

Małe dzieci, mały kłopot… Podobnie bywa z końmi. Przekonała się o tym Shirley Watts, żona perkusisty. A że rzecz się działa w Polsce, musiała mieć polityczne tło. Rząd, powołany w 2015 roku po demokratycznych wyborach, zabrał się z kopyta – dwuznacznik niezamierzony – do naprawy kraju. Mogło się wydawać, że po latach zaniedbań, dotyczących przeróżnych dziedzin życia, funkcjonowanie renomowanej Stadniny Koni Janów Podlaski Sp. z o.o. nie znajdzie się na czele listy priorytetów, jednak już w lutym 2016 roku władze zmieniły prezesa stadniny. Wkrótce potem w przygranicznym Janowie zaczęły się dziać rzeczy dziwne… Być może w przyszłości jakiś polski autor kryminałów sfabularyzuje je i wyda pod skandynawsko brzmiącym pseudonimem, z pewnością tło takiej historii byłoby klimatyczne (np. ruiny zamku biskupów łuckich w porannej mgle, grota Naruszewicza po zmierzchu). Dla naszej opowieści istotne jest tylko to, co przydarzyło się Stonesowi i jego żonie, a była to nagła śmierć dwóch klaczy, Prerii i Amry.

Obie przebywały w stadninie w ramach dzierżawy. Pani Watts wylicytowała je wcześniej na aukcjach „Pride of Poland” za sumę przekraczającą pół miliona euro. Natychmiast po tym przykrym wydarzeniu żona perkusisty zabrała z Janowa Podlaskiego swoje dwie pozostałe klacze, Pietę i Agustę. Mnożyły się teorie spiskowe, mówiono o „działaniach osób trzecich”, czy wprost o zemście poprzedniego zarządu stadniny. Jednak eksperci powołani przez prokuraturę – o tak, odbyło się regularne śledztwo – orzekli jednoznacznie, że… przyczyną nagłych zgonów klaczy był skręt jelit, co „zdarza się u koni”. Podobne wyjaśnienie nie mogło zadowolić zwolenników wendetty, nie zadowoliły również głównej zainteresowanej i Shirley Watts zapowiedziała „konsekwencje prawne”. Kiedy już opadły emocje, na szczęście doszło do porozumienia pomiędzy nią, a ówczesnym (bo zmian było więcej) zarządem stadniny. Nie ujawniono szczegółów, komunikat stwierdzał tylko, że „żadna ze stron nie miała roszczeń wobec drugiej”. Niestety – jak w tym niewybaczalnym dowcipie o teściowej, która jednak nie ukradła pieniędzy – niesmak pozostał. Jubileuszowa aukcja „Pride of Poland”, zorganizowana w dwusetną rocznicę założenia stadniny w Janowie Podlaskim 13 sierpnia 2017 roku, okazała się finansową i wizerunkową katastrofą. Można powiedzieć, że nasza duma narodowa ledwie wiąże konie z końcem. Nieobecność państwa Watts była jedynie wisienką na torcie przeciwników „dobrej zmiany”. Polska Schadenfreude…

 

Daniel Wyszogrodzki

Meloman. Mieszkał na warszawskiej Pradze i na jej nowojorskim odpowiedniku – Brooklynie. Teraz mieszka na mazowieckiej wsi, lecz chętnie podróżuje, zwłaszcza do miejsc odległych i pustynnych, choć ostatnio z nie mniejszym entuzjazmem żeglował po Cykladach. Przez wiele lat był kierownikiem literackim Teatru Muzycznego ROMA w Warszawie. Przełożył na scenę libretta wielu popularnych musicali, m.in. „Koty”, „Upiór w operze” czy „Mamma Mia!”. Jest autorem tekstu piosenki „Mój przyjacielu”, którą trafił pod strzechy. Ma na koncie kilkanaście złotych i platynowych płyt. Album Krzysztofa Krawczyka „Wiecznie młody” (Sony, 2017) – z piosenkami Boba Dylana w przekładach Daniela Wyszogrodzkiego – zdobył nominację do nagrody Fryderyka w kategorii „muzyka korzeni”, ale samej nagrody nie otrzymał, co nie musi świadczyć o wykorzenieniu tłumacza. Jest twórcą poetyckich przekładów głównych dzieł Leonarda Cohena: „Księgi tęsknoty” (2006), „Księgi miłosierdzia” (2017) oraz ostatniej książki kanadyjskiego barda, „Płomień” (światowa premiera: październik 2018). Widział tyle koncertów, ile Mick Jagger miał kobiet, nawet jeżeli obaj zgubili się w rachubie. Stały współpracownik magazynu JAZZ FORUM, a także Wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie (historia musicalu i muzyki popularnej). Jest honorowym obywatelem hrabstwa Moore w stanie Tennessee (USA) z nominacji gorzelni Jack Daniel’s. Jego pies, beauceron imieniem Dubaj, przy muzyce Stonesów zasypia. On sam nigdy.

(Łącznie odwiedzin: 1 620, odwiedzin dzisiaj: 1)