Finowie z Amorphis zanim stali się prekursorami wplatania do metalu fińskiej muzyki folkowej, pozostawali pod olbrzymim wpływem swoich zachodnich, szwedzkich sąsiadów. Wydany w 1992 r. debiutancki album zespołu „The Karelian Isthmus” zawiera bowiem klasyczny death metal, hołdujący mocno standardom grania tego gatunku, wypracowanym w słynnym studiu Sunlight pod okiem Thomasa Skogsberga. Nie można przy tym nie zauważyć, że już na pierwszej płycie grupy pojawiły się zalążki jej późniejszego oryginalnego stylu.

„The Karelian Isthmus” to album wyraźnie nawiązujący do wczesnego stylu takich klasycznych zespołów jak Entombed, Grave czy Dismember. Podobnie jak u tamtych grup dźwięki tworzone przez muzyków Amorphis opierają się na nisko nastrojonych, chropowato brzmiących, motorycznych riffach gitar, dynamicznych, choć nie przesadnie szybkich rytmach z okazjonalnymi jedynie galopadami a momentami także blastami i bardzo niskim, jaskiniowym growlingu Tomiego Koivuasaariego. W tamtym czasie Amorphis nawet nie myślał o wprowadzaniu do swoich utworów czystego śpiewu, czy szeroko stosowanych klawiszy. Te ostatnie w postaci atmosferycznych plam pojawiają się w wielu utworach, ale jedynie jako smaczek urozmaicający generalnie surowe, gitarowe grzanie. Pojawia się za to sporo melodii, obecnych zarówno w riffach jak i chwytliwych, niezbyt skomplikowanych partiach solowych, które zostały wyraźnie zainspirowane pierwszymi albumami brytyjskiego Paradise Lost oraz szwedzkich, deathowych kolegów. Fiński folklor pojawia się jedynie w krótkim, instrumentalnym akustycznym intrze „Karelia” oraz w warstwie lirycznej, opartym na narodowym fińskim eposie „Kalevala”. Nawiązywanie do narodowych mitów będzie przez Amorphis kontynuowane także na kolejnych albumach. Układ poszczególnych piosenek ma także koncepcyjny i jednolity charakter. Mają one co prawda swoje charakterystyczne i zapadające w pamięci momenty, jednak jako całość są bardziej złożone niż na kolejnych płytach zespołu. Typowo po szwedzku prezentuje się warstwa brzmieniowa, stworzona przez Tomasa Skogsberga w jego Sunlight Studio, mająca w sobie wszystkie charakterystyczne elementy tamtejszej produkcji a więc surowo brzmiące, chropowate brzmienie gitary, akustyczną perkusję z wyeksponowanym na pierwszym planie uderzeniem werbla, przesterowany bas, wyrazisty wokal a także mroczny, wisielczy klimat całości.

Choć trudno na tej płycie znaleźć hity, dorównujące późniejszym dokonaniom Amoprhis,  to jednak część utworów odróżnia się od reszty. Na pewno charakterystyczne są: otwierający album dynamiczny, agresywny, niepozbawiony jednak melodyjnych zwolnień z klawiszowymi mrocznymi plamami „The Gathering”; utrzymany w średnim tempie, motoryczny i ciężki „Grail’s Mysteries”; ozdobiony świetnymi gitarowymi, „rajskimi” melodiami i posępnymi zwolnieniami „Exile Of The Sons Of Uisliu” a także w znacznej części powolny, nawiązujący wyraźnie do angielskiego doom metalu „The Lost Name Of God”. Do tego dodać trzeba utwory wściekłe i agresywne, ozdobione jednak klimatycznymi wstawkami w postaci zawierającego rewelacyjne, wyjątkowo emocjonalne zakończeniem „Black Embrace”, zachwycający klawiszową wstawką w okolicach pierwszej minuty i bardzo melodyjną grą gitar przed finalnym przyśpieszeniem „The Pilgrimage” a także finałowy, będący przeplatanką klasycznych szwedzkich galopad z motorycznymi, lekko thrashowymi zwolnieniami z wyrazistym brzmieniem basu „Vulgar Necrolatry”.

Choć „The Karelian Isthmus” zawiera muzykę mocno odbiegającą od całej późniejszej dyskografii Amorphis, w tym także tej ostrzejszej, tworzonej współcześnie, to trudno mówić w przypadku tej płyty o porażce, nieporadności stylistycznej czy dźwiękowym raczkowaniu. Finowie od samego początku bardzo sprawnie posługiwali się instrumentami, potrafili komponować niezłe deathowe kawałki, których jedyną wadą wydaje się spore podobieństwo do dokonań szwedzkich bądź brytyjskich kolegów. Jest to więc pozycja warta przesłuchania zarówno przez fanów grupy, jak i tych, którzy sobie cenią tradycyjny, europejski death metal z charakterystyczną produkcją Tomasa Skogsberga. Bywają zresztą osoby uważające debiut Amorphis oraz poprzedzającą go epkę „Privilege Of Evil” za jedyne wartościowe pozycje w dyskografii zespołu, którego to poglądu, przyznam się szczerze, zupełnie nie rozumiem.

Radomir Wasilewski

Recenzja pochodzi z portalu RateYourMusic, na którym autor od kilku lat prowadzi profil RadomirW, gdzie co tydzień dodaje po 2-3 recenzje płyt przede wszystkim metalowych.

(Łącznie odwiedzin: 432, odwiedzin dzisiaj: 1)